2014-10-04, Trzy pytania do...
Trzy pytania do Jerzego Synowca, byłego prezesa Stali Gorzów w latach 1991-96
- Miał pan okazję kibicować gorzowskim żużlowcom, w pierwszym finałowym meczu z Unią, wprost z trybun leszczyńskiego stadionu. Jakie wywiózł pan wrażenia z miasta legendarnego Alfreda Smoczyka?
- Bardzo pozytywne. Przede wszystkim widziałem w zespole Stali ogromną wolę i determinację, co się w tym sezonie rzadko zdarzało. Nasza drużyna była na tyle zmotywowana, że nie liczyła punktów, lecz dążyła do wygrania spotkania. To się ceni. Choć przegraliśmy 44:46, to dla mnie ten wynik jest zwycięstwem. Ale nie tylko chciałby pochwalić stalowców. Miejscowi również pojechali świetnie, bo samo spotkanie stało na najwyższym poziomie. Kto nie zorientował się o co chodzi, albo miał chwilę słabości, bezradnie jechał 50 metrów z tyłu. I ostatnia sprawa to same widowisko. W Lesznie już nie pamiętają, kiedy ich stadion zgromadził nadkomplet publiczności. Ja siedziałem z byłym prezesem Unii Rufinem Sokołowskim w piątym rzędzie od dołu, bo tylko na takie miejsca udało się załatwić bilety. Myślę, że to spotkanie, jak i rewanż w Gorzowie, choć w części wynagrodzi kibicom niedostatki wynikające z tegorocznych rozgrywek ligowych. Trzeba powiedzieć wprost, że w tym roku mieliśmy fatalny obraz ligi wynikający nie tylko z mało poważnego podejścia do walki niektórych drużyn, ale też niezliczonej ilości różnych błędów i potknięć.
- Wspomniał pan o wysokim poziomie sportowym. Wydaje się, że wszystkim uczestnikom tego spotkania poprzeczkę na niebotycznej wysokości zawiesił zaledwie 19-letni Bartosz Zmarzlik. Czy czuje pan dumę, że taki młokos, nasz wychowanek ciągnie Stal po pierwsze od 31 lat mistrzostwo Polski?
- Jak patrzę na Bartka to przypomina mi się 19-letni Zenon Plech, który nie miał dla nikogo respektu i ścigał się z najlepszymi na świecie jak równy z równym. Przy czym w czasach Plecha było normą, że zespoły składały się z wychowanków. Dzisiaj jest inaczej i mocno żałuję, choć trzeba zauważyć, że coś tam powoli zaczyna się zmieniać. Spójrzmy na Unię Leszno, która zawsze miała i nadal ma w składzie wielu wychowanków. Gdyby dzisiaj powrócili tam Krzysiek Kasprzak, Jarek Hampel drużyna ta dalej byłaby kandydatem do kilku złotych medali z rzędu, mając praktycznie tylko swoich żużlowców. Czyli można szkolić i wierzę, że w Gorzowie za kilka lat siła zespołu również będzie oparta na własnych zawodnikach. Pierwszymi kandydatami są Zmarzlik i Cyfer.
- Za pańskiej prezesury nie udało się sięgnąć po złoto, choć były ku temu szanse. Czy w niedzielę gorzowscy kibice będą wreszcie świętować drużynowe mistrzostwo Polski dla Stali?
- Nie tylko mi nie udało się sięgnąć po złoto. Kiedy przychodziłem do klubu Stal już przez kilka lat nie mogła powrócić na tron. Byliśmy tego bardzo blisko w 1992 roku, ale skończyło się srebrnym medalem. Potem był prezes Les Gondor i również srebro w 1997 roku oraz brąz trzy lata później. Nawet prezesowi Władysławowi Komarnickiemu nie powiodło się i nie spełnił on marzeń kibiców. Zakończył on swoją przygodę jako prezes z brązem. Obecny prezes Ireneusz Maciej Zmora zaczął od srebra w 2012 roku, teraz ma szansę zrobić to, czego nie zrobiło kilku jego poprzedników. Jestem przekonany, że tym razem Stal wygra. Doceniam siłę i klasę gości, ale – jak już wspomniałem – dawno nie widziałem tak zdeterminowanej gorzowskiej ekipy, która znajduje się w szczytowej formie. Choć oczywiście pamiętajmy, że w rundzie zasadniczej różowo wcale nie było, zresztą w przypadku obu ekip. Wydawało się wówczas, że pewniakiem do mistrzostwa jest Unia Tarnów. Liczy się jednak ten ostatni mecz i końcowe miejsce, a nie to co było po drodze.
RB
Trzy pytania do Moniki Studenckiej, projektantki, zwyciężczyni konkursu Recykling Fashion Show