2015-03-10, Trzy pytania do...
Trzy pytania do pedagoga Alicji Oleksiuk
- Dlaczego uważa pani, że polskich sześciolatków nie powinno posyłać się do szkoły?
- Dzieci w wieku 6 lat fizjologicznie nie za bardzo nadają się do szkoły. Głównie ze względów emocjonalnych, aczkolwiek nie tylko, bo również ze względu na sferę poznawczą, percepcję słuchową, zdolność do wysiłku itp. Jak dadzą z siebie więcej wysiłku, to energetycznie się napinają. Kiedy się napinają, to zaczynają się bardziej denerwować, bardziej stresować. Wtedy są pobudzone, niespokojne i wybuchowe. Dzieci współczesne mają coś takiego jak niedojrzałość układu nerwowego. Nie wszystkie, ale bardzo duża grupa. W związku z tym fizjologia powoduje, że nie powinny siedzieć zbyt długo w ławkach. U dzieci do 9 roku życia rozwija się układ przedsionkowy, czyli część mózgu odpowiedzialna za to, żeby dziecko rozwijało się dobrze ruchowo. Dzieci do 9 roku życia powinny się ruszać swobodnie i tyle ile potrzebują. Ograniczanie tego w okresie wcześniejszym powoduje, że są niezrealizowane ruchowo i układ przedsionkowy nie doskonali się. Skutki uboczne są takie, ze dziecko musi się nadmiernie kontrolować ograniczać swoją swobodę ruchu i rozwój emocjonalno–społeczny nie przebiega prawidłowo.
- To dlaczego w większości krajów Zachodu sześciolatki idą jednak do szkoły?
- W większości krajów zachodnich rzeczywiście dzieciaki idą do szkoły w wieku 6 lat. Jednak nie ma tam czegoś takiego jak u nas. Tam nauczyciel podąża za dzieckiem. Jeżeli jakieś dziecko ma ochotę się uczyć to wtedy się z nim pracuje. Natomiast jak nauczyciele i specjaliści zauważają, że dziecko ma ograniczenia to pracują z nim w miarę jego możliwości. U nas niby mamy się do tego dostosować, jednak w praktyce jest to trudne. Dzieci nadmiernie obciążone różnymi wymaganiami nie są gotowe do podjęcia niektórych zadań np. mają słabe rączki, które nie funkcjonują jeszcze dobrze, a muszą wiele wykonać. Szkoła nie pasuje im przede wszystkim ruchowo, bo muszą parę godzin siedzieć w ławce i nie mają możliwości zaspokojenia potrzeb ruchowych.
- Czy rzeczywiście jest aż tak źle?
-Są takie zerówki i pierwsze klasy, w których dzieciaki mogą się swobodnie rozwijać. Nauczyciele podążają za dzieckiem, a nie ukrywam, że jest to bardzo trudne do zrobienia. Potrafią obniżać wymogi, dostosowując je do specyfiki rozwoju dziecka. Zwykle jest nacisk na to, aby realizować założone w programie etapy. Zwalnianie tempa, żeby podążyć za dzieckiem daje dużą szansę, że dziecko da sobie radę w szkole i spokojnie będzie realizowało kolejne etapy edukacji.
rar
Trzy pytania do Moniki Studenckiej, projektantki, zwyciężczyni konkursu Recykling Fashion Show