2015-09-18, Trzy pytania do...
Trzy pytania do Romana Sondeja, radnego klubu Prawo i Sprawiedliwość
- Czy gorzowski sport nie przypomina królika, którego wszyscy od lat gonią, ale tak naprawdę nikt nie chce go dogonić?
- Na pewno dużo jest w tym racji. Miasto już dawno powinno jednoznacznie określić fundament finansowania sportu. W tej chwili mamy do czynienia z sytuacją, że przychodzi kampania wyborcza i wszystkie partie szafują hasłem uregulowania tej kwestii, cieszą się z kolejnych sukcesów, ale kiedy ma rozpocząć się konkretna dyskusja, temat jest chowany w zamrażarce. Należy wreszcie ten problem raz a porządnie załatwić, żeby kluby wiedziały na czym stoją. Kiedy przed rokiem mieszkańcy Gorzowa decydowali się na poparcie Jacka Wójcickiego w wyborach prezydenckich oczekiwali dużych zmian. Szczególnie środowiska sportowe liczyły na inne spojrzenie. Prezydent powołał nawet zespół i radę sportu, nasz klub radnych włączył się w te prace poprzez przygotowanie wraz z radnymi LdM w marcu projektu uchwały, który nie wywracał dotychczasowych zasad finansowania sportu, a jedynie doceniał pracę naszych piłkarzy ręcznych, którzy awansowali do drugiej ligi. Pan prezydent zapewniał wtedy, że dyskusja niebawem ruszy i w czerwcu temat powinien być zamknięty. W sierpniu zapytaliśmy się go, czemu sprawa wydłuża się w czasie. Nie pojawiła się nawet opinii prezydenta odnośnie naszego projektu uchwały, nad czym ubolewam. Na komisji sportu usłyszeliśmy za to, że do połowy września poznamy założenia zasad finansowania sportu. Czas minął, a my nic nie dostaliśmy. Uważam, że należy to wszystko przeciąć i przestać wykorzystywać sport do jakiś dziwnych działań politycznych.
- Mamy wspomniany przez pana zespół ds. sportu i radę sportu, do tego jest referat sportu. Może tych grzybów w barszczu jest po prostu za dużo, dlatego niczego sensownego nie można zrobić?
- Z tego co wiem rada sportu wypracowała pewną strategię i dlatego powinniśmy dawno ją omawiać, a nie czekać nie wiadomo na co. Uważam, że największy problem tkwi w niepewności samego prezydenta. Brakuje mu umiejętności podejmowania odważnych i konkretnych decyzji. A tu tylko brakuje jasnej deklaracji, bo inaczej nadal będziemy bawili się w ciuciubabkę, a sport będzie upadał, jak to mamy już z siatkówką. Zasady finansowania sportu powinny być jasne i do bólu proste. Już kiedyś proponowałem, żeby maksymalnie rozdzielić finansowanie sportu dzieci i młodzieży od tego wyczynowego. W pierwszym przypadku obecnie obowiązujący model jest właściwy i nie ma co tu robić wielkiej rewolucji. W przypadku sportu wyczynowego strumień dofinansowania z budżetu powinien być zależny od stopnia poziomu promocji miasta. Jest to oczywiście zależne od popularności dyscypliny, klasy rozgrywkowej i osiąganych wyników. Można to z łatwością wyliczyć. Każdy klub powinien znać również z wyprzedzeniem minimalny poziom dofinansowania, na jaki może liczyć, żeby na tej podstawie budować swoje budżety. Można również w trakcie każdego roku przeznaczyć dodatkową pulę za wyjątkowe osiągnięcia, traktując to jako formę nagrody. Ot i cała filozofia.
- Niedawno radni PO złożyli deklarację, że chcą pozostawienia Grand Prix w Gorzowie. Pański kolega z klubu PiS Mirosław Rawa także zapowiedział, że zachęcacie prezydenta do prowadzenia rozmów w tej prawie. Czy to oznacza, że w radzie miassta jest już większość za tym pomysłem?
- Grand Prix jest wizytówką Gorzowa i powinno być dalej. W innych dyscyplinach żadna impreza nie będzie w stanie tak dobrze promować nasze miasto, jak właśnie mistrzostwa świata na żużlu. Dlatego uważam, że jedyną wątpliwością są koszty, za jakie powinniśmy pozyskać prawa do imprezy. Oczywiście stawki wynegocjowane przez poprzedniego prezydenta nie wchodzą w rachubę. Nie powinniśmy również płacić za możliwość pozyskania praw do sponsora elitarnego, bo to się nie sprawdziło. Kosztami licencji miasto powinno podzielić się z klubem, nie wnikając teraz w jakiej proporcji. Póki trwają negocjacje należy skupić się na wynegocjowaniu jak najniższej stawki za licencję.
RB
Trzy pytania do Dominiki Muniak, reżyserki filmu „Landsberczanka”