2015-10-01, Trzy pytania do...
Trzy pytania do mł. bryg. Bartłomieja Mądrego, oficera prasowego KM PSP w Gorzowie
- Jak często nasi strażacy uczestniczą w próbnych ewakuacjach?
- Zacznę od tego, że tego rodzaju ćwiczenia są podyktowane przepisami wynikającymi z rozporządzenia ministra spraw wewnętrznych i administracji, które nakazują właścicielom lub zarządcom obiektów przeprowadzanie raz na dwa lata takich działań. Obowiązek ten spoczywa na wszystkich, u których jest przynajmniej 50 stałych użytkowników. Są to szpitale, urzędy, szkoły i wszystkie inne instytucje, a także zakłady pracy. Naszym zadaniem jest sprawdzenie poprawności wykonania takich ćwiczeń, ale nie kryję, że sami chętnie w nich często uczestniczymy. Ich celem jest także zapoznanie się z danym obiektem oraz jego specyfiką. Tego rodzaju wizytacji na terenie Gorzowa i powiatu rocznie przeprowadzamy około setki. Staramy się być przy wszystkich próbnych ewakuacjach, o ile oczywiście pozwala nam na to czas.
- Wspomniał pan, że obok instytucji publicznych nadzorujecie ćwiczenia także w zakładach pracy. W jakich?
- W dużych i jednocześnie prowadzących działalność mogącą stanowić zagrożenie dla pracowników czy otoczenia. Są jednak zakłady posiadające własną straż. Takim przykładem jest strefa przemysłowa Stilonu. Oczywiście współpracujemy z tymi jednostkami, podobnie jak z Ochotniczymi Strażami Pożarnymi, które często zapraszamy na wspólne zajęcia. I od razu powiem, że dla nas strażaków takie ćwiczenia są ważne, ponieważ są prowadzone w różnych warunkach. Weźmy przykładowo szpital, gdzie znajduje się wielu pacjentów o ograniczonych możliwościach poruszania się, gdzie ciągle są jakieś remonty, prace budowlane. Gdy dochodzi do jakiegoś zdarzenia i należy bardzo szybko zadziałać, nagle musimy pokonać liczne bariery, umieć ewakuować chore osoby. Tego nie wytrenujemy we własnej bazie.
- Jest takie powiedzenie, że trening czyni mistrza. Zastanawiam się, jakie jest podejście pracowników na przykład urzędu czy zakładu pracy do próbnej ewakuacji w sytuacji, kiedy nie ma zagrożenia, a jedynie prowadzone są ćwiczenia?
- Dosyć często akcje prowadzimy z zaskoczenia. Oczywiście szefostwo czy zarządca danej instytucji o tym wie, gdyż z nami współpracuje, ale załoga nie jest informowana. Chodzi o sprawdzenie zachowania się pracowników w konkretnej sytuacji. I muszę przyznać, że im większe jest zaskoczenie dla załogi, tym ciekawsze są wnioski po przeprowadzeniu próbnej ewakuacji. Najważniejsze w tym wszystkim jest, żeby ludzie rozumieli, że tu nie chodzi o odfajkowanie zajęć, a wyrobienie pewnych nawyków, które mogą zaprocentować w sytuacji realnego zagrożenia.
RB
Trzy pytania do Dominiki Muniak, reżyserki filmu „Landsberczanka”