2015-10-16, Trzy pytania do...
Trzy pytania do Bogusława Dziekańskiego, dyrektora Jazz Clubu Pod Filarami
- Zaczyna się prawdziwa jazzowa kanonada. Z jakiego powodu?
- Zaczyna się, to prawda. Można tak to nazwać. Ten cykl koncertów jest z okazji 35. rocznicy jazzowych Filarów. Nie chcieliśmy robić jakiejś wielkiej fety, bo w ubiegłym roku w taki sposób obchodziliśmy 50-lecie klubu jako takiego. Od początku bowiem w tym miejscu jazz był meritum wszystkiego, co tu się przez pół wieku działo. Jednak od października 1980 roku to właśnie jazz przede wszystkim znalazł tu swoją docelową przystań. W 1992 roku Rada Miasta powołała instytucję kultury Jazz Club Pod Filarami i był to jeden z ważniejszych momentów gorzowskiej kultury w ogóle. Bo komercyjna działalność, jak klub jazzowy zupełnie by się nie udała, nie utrzymała. Proszę popatrzeć, co się stało z podobnymi placówkami w wielkich miastach. Padł legendarny klub Akwarium w Warszawie, w wielu innych miastach jest tak samo. Gdyby to było takie łatwe, i takie dostępne finansowo, to na pewno takich klubów w mieście byłoby kilka. A przecież ich nie ma. Proszę pamiętać, że Gorzów jest mimo wszystko miastem słabym, o słabym zapleczu intelektualnym, bez studentów. Jak odbywał się niedawno Kongres Ruchów Miejskich od kilku osób usłyszałem – Wow, taki klub, w takim miejscu. No coś niebywałego. Owszem tak, ale dlatego się udawało i udaje, bo jest to miejska placówka kultury. Sprofilowana na jazz, ale jest.
- Co się więc będzie działo?
- Zamysł był taki, aby postawić na muzyków i zespoły, które tu przez te 35 lat zagrały i grywały. Stąd koncert legendy, czyli Walk Away w starym składzie. Poza tym proszę pamiętać, że zaczynaliśmy od koncertu Laboratorium, legendarnej kapeli. Wtedy ten koncert odbył się w nieistniejącym już od lat kinie Kopernik. Wystąpi też Zbyszek Ledwandowski, od którego zaczęły się koncerty i związki z wrocławskim środowiskiem jazzowym. Zagości też Piwnica pod Baranami. Można się zastanawiać, co Filary mają wspólnego z Baranami. Choćby tradycję piwnicy. Poza tym oni tam też grają jazz. No i od Piwnicy zaczął się nasz kontakt z nieżyjącym już Andrzejem Kubą Florkiem, wielkim przyjacielem Filarów, który tak naprawdę wprowadził klub na salony jazzowe, ale i na kulturalne salony krakowskie. Zresztą, przypomnę, że Piwnica koncertowała już dwukrotnie w Gorzowie, teraz będzie trzeci raz. Ten drugi odbył się na 15. rocznicę klubu. Przyjechał wówczas pan Piotr Skrzynecki, który spacerował wówczas po mieście, jadł lody i bardzo, ale to bardzo mu się u nas podobało. Jestem z Baranami zaprzyjaźniony, bywam tam u nich, jestem rozpoznawany. I za każdym razem, kiedy tam jestem, to się zastanawiam jak takiej małej piwnicy udało się tak dużo tak dobrego uczynić dla kultury nie tylko Krakowa, ale dla całej polskiej kultury ogólnie.
- A co z cyklem, bardzo zresztą lubianym „Gorzów Jazz Celebrations”?
- Na razie odpuściliśmy, bo jest niezwykle bogata oferta koncertów innych. Ale od wiceprezydenta Janusza Dreczki usłyszałem, że mam cykl reaktywować. Dlatego już zaczynamy się przyglądać, co się dzieje, kogo ewentualnie można byłoby zaprosić. Miasto w końcu dostrzegło, że ten cykl, ten rozpisany w czasie festiwal miał wielką wartość promocyjną. Przez nasze miasto przewinęły się bowiem wielkie gwiazdy światowej kultury. I jak tak złożyć właśnie Gorzów Jazz Celebrations, Mała Akademię Jazzu i klub, to wyjdzie, że jesteśmy prężnym ośrodkiem kultury i to nie w skali miasta, czy Polski północno-zachodniej. A jak jeszcze na to wszystko spojrzeć z szerszej perspektywy, to ten cały gorzowski jazz nie powinien się udać. Bo powtórzę, byliśmy bez zaplecza. A tu proszę, jednak się udał.
Renata Ochwat
Trzy pytania do Olafa Nowaka, piłkarza CFB Stilonu Gorzów