2015-12-22, Trzy pytania do...
Trzy pytania do Marka Adamczewskiego, który odmówił w PRL złożenia przysięgi wojskowej
- Był pan pierwszym żołnierzem, który w tamtych czasach za odmowę złożenia przysięgi wojskowej trafił do więzienia. Czuje się pan z tego tytułu bohaterem?
- Przypomnę, że przede mną było kilku żołnierzy, którzy nie złożyli przysięgi, ale ich nie spotkała kara w postaci prawomocnego skazania i wykonania tego wyroku. Moja odmowa nie była inspirowana jakimś nagłym wydarzeniem, ale uczyniłem to z pełną świadomością. Wcześniej zgłosiłem mojemu dowódcy, że odmawiam tego aktu i od tej chwili byłem wzywany przez coraz wyższych rangą dowódców. Stanowczo podtrzymywałem deklarację. Powołałem się na trzy konkretne, polityczne fragmenty przysięgi. Pierwszy dotyczył obrony ustroju socjalistycznego, drugi dochowania wierności władzy ludowej i trzeci przymierza z Armią Radziecką. Nie czuję się bohaterem, choć w sumie przesiedziałem w komunistycznych więzieniach ponad dwa lata. W maju 1982 roku byłem internowany na pół roku i znalazłem się w ośrodku w Strzebielinku koło Wejherowa, gdzie przebywali m.in. Lech Kaczyński, Andrzej Gwiazda, Janusz Onyszkiewicz, Jacek Merkel, Henryk Wujec i wielu innych znanych opozycjonistów. Warunki panujące tam były przyzwoite. Dużo gorzej było, kiedy w 1984 roku za odmowę przysięgi trafiłem do normalnego więzienia i siedziałem razem z pospolitymi przestępcami. Nie zmienia to faktu, że byłem jedynie małym trybikiem w dużej niepodległościowej maszynie, która po latach doprowadziła do upadku komunizmu. W pojedynkę nic nie można zrobić, jedynie w grupie jest ta siła. Uważam, że w Polsce mamy setki, a może nawet tysiące bohaterów, którzy są świetnie znani. Natomiast na szacunek zasługują wszyscy, którzy w tamtym czasie umieli godnie się zachować. Bo czy bohaterami nie były rodziny internowanych? One musiały walczyć o przetrwanie. Ci ludzie często tracili pracę, byli inwigilowani i szykanowani.
- Warto było poświęcić blisko dwa lata życia za odmowę wypowiedzenia kilku zdań?
- Uczyniłem to w pełnym przekonaniu, że robię właściwie. I dzisiaj wszędzie mówię, że warto było. W 1970 roku jako 13-letni chłopak przeżyłem trudne chwile, gdyż byłem świadkiem grudniowych wydarzeń w Szczecinie, podczas których zginęło 16 robotników. Siedem lat później z kilkoma kolegami założyliśmy Studencki Komitet Solidarności we Wrocławiu. Potem byłem liderem szczecińskiego Niezależnego Zrzeszenia Studentów i Akademickiego Ruchu Oporu, gdyż mocno wsiąkłem w działalność opozycyjną. Co ciekawe, mój protest spowodował, że odmowa składania przysięgi czy potem wręcz odmowa pójścia do wojska stała się powszechną formułą ruchu oporu. Wielu młodych ludzi szło za to do więzienia. Dwaj z nich, gorzowianie Jarosław Wojewódzki i Krzysztof Sobolewski z Ruchu Młodzieży Niezależnej trafili do mojej celi i razem przesiedzieliśmy kilka miesięcy. Pamiętam, że kiedy jeden ze szczecińskich żołnierzy Wojciech Woźniak trafił do zakładu karnego razem z kolegami z ruchu Wolność i Pokój w ramach demonstracji weszliśmy na dach słynnego szczecińskiego kina Kosmos. To było już po moim wyjściu z więzienia i choć miałem zwolnienie warunkowe demonstrowałem dalej wszędzie gdzie mogłem.
- Nie ma pan wrażenia, że dzisiaj w wolnej Polsce rodacy znowu nie potrafią ze sobą rozmawiać?
- W czasach PRL-u były dwie strony – opozycja i władza. To, że miały one problemy z porozumieniem się było po części zrozumiałe. Ale, że dzisiaj nie możemy dogadać się w kręgu ludzi o podobnych wartościach, to bardzo mnie boli. Często jestem zapraszany na różne spotkania, wykłady, gdzie występuję jako świadek historii i proszę mi wierzyć doskonale znam wysiłek włożony w odzyskanie tej niepodległości. Proszę przypomnieć sobie, ile było ofiar, ile ludzi zostało wypędzonych z kraju. Ale przy tej walce trzymały nas marzenia o wolnej Polsce. Przed rokiem obchodziliśmy 25-lecie zwycięskiej walki, ale teraz znowu mamy zderzenie dwóch formacji, które nie potrafią ze sobą dyskutować. Cały czas brakuje kultury spierania się, przez co rodzi się nienawiść i agresja. Mam nadzieję, że nastroje się uspokoją, a obie strony konfliktu obejrzą się za siebie i przypomną sobie przeszłość. Dobrze byłoby też spojrzeć na istotny fakt, że jesteśmy częścią Europy, która przeżywa trudne chwile i zaczęła ogradzać się drutem kolczastym. Powinniśmy wykorzystać ten czas i wnieść do Europy wartości, o które walczyliśmy, ale będzie to możliwe wtedy, kiedy zaczniemy u siebie rozmawiać tym samym językiem.
RB
Trzy pytania do kom. Grzegorza Jaroszewicza, rzecznika prasowego Komendy Miejskiej Policji w Gorzowie