2016-03-25, Trzy pytania do...
Trzy pytania do Zofii Nowakowskiej, szefowej gorzowskiego Klubu Pioniera
- Dlaczego akurat dzień 28 marca 1945 roku został uznany za moment rozpoczęcia budowy polskiej administracji w ówczesnym Landsbergu?
- Dzień wcześniej do naszego miasta przyjechała 42-osobowa grupa kolejarzy z Wągrowca i nazajutrz przejęła administrowanie miastem za zgodą komendanta płk. Josifa Draguna. Powołano polski zarząd miasta, który miał współpracować z administracją niemiecką. Miasto było podzielone na cztery dzielnice, w których działali burmistrzowie. Nie oznacza to, że Landsberg w ciągu tego jednego dnia stał się polskim miastem. Zresztą w tym czasie niewielu było tu Polaków, natomiast było aż 30 tysięcy Niemców. Nad całością zaś czuwali żołnierze radzieccy, a wszelkie istotne decyzje trzeba było konsultować z komendantem. Przy czym, jak potem wspominali starosta Florian Kroenke czy późniejszy prezydent miasta Piotr Wysocki, współpraca z płk. Dragunem układała się przyzwoicie, jak na warunki okupacyjne. Trzeba też przypomnieć, że w tym czasie za bardzo nie było wiadomo, w jakim kierunku rozwinie się sytuacja polityczna, przez co niemiecka ludność cały czas tu była, a Polacy z innych terenów nie zasiedlali Gorzowa. Dopiero w czerwcu zapadła decyzja o wysiedleniach Niemców za Odrą i rozpoczął się jednocześnie napływ Polaków do Gorzowa, ale początkowo nie był on duży. Warto tu spojrzeć na liczby. Do 30 czerwca nasze miasto zamieszkiwało około 2.300 Polaków, na koniec roku było ich 3.500 i dopiero w dwóch następnych latach nastąpiło spore zasiedlenie. Pod koniec 1947 roku było już blisko 36 tysięcy Polaków.
- Czym było to spowodowane, że Polacy nie byli przekonani do zasiedlania Gorzowa?
- Wszechobecną biedą i niepewnością. Ci, którzy byli już w Gorzowie najczęściej pracowali za miskę zupy i kawałek wydawanego na kartki chleba niskiej jakości, po zjedzeniu którego bywało, że wielu chorowało. Nawet woda była porcjowana. Jak ktoś miał szczęście i dostawał płacę, to i tak na niewiele mógł sobie pozwolić, bo życie było bardzo drogie. Sama czytałam pismo wystosowywane przesz Floriana Kroenke do urzędu wojewódzkiego w Poznaniu z prośbą o przesłanie pieniędzy, żeby wypłacić temu czy tamtemu pensję. Starosta często argumentował, że pracownicy chcą sprowadzić do Gorzowa rodziny, ale nie mają za co. Pierwszy rok po zakończeniu wojny był bardzo trudny. Wielu ludzi wyjechało szukać innego miejsca do życia, wielu zaciskało zęby z nadzieją, że jednak poprawi się i będą mogli ułożyć sobie w miarę normalne życie. Dlatego wszyscy nasi pionierzy zasługują na uznanie, bo ich wkład w budowę polskości Gorzowa był ogromny. Nie zawsze jest właściwie doceniony. Wątpiącym, jak to naprawdę wszystko wyglądało, polecam poczytać różne wspomnienia pionierów, a jest ich sporo.
- W tym roku Święto Pioniera przypada na lany poniedziałek. Czy planowane są w tej sytuacji jakieś uroczystości?
- Wielkich uroczystości, jak to miało miejsce przed rokiem, tym razem nie planujemy. Ze względu na wspomniane święta dopiero 2 kwietnia w urzędzie miasta o godzinie 11.00 pionierzy spotkają się z władzami miasta oraz członkami Polskiego Towarzystwa Historycznego. Przygotowana została lista 63 żyjących pionierów, do których zostaną wysłane imienne zaproszenia i liczymy, że wielu z nich zjawi się na spotkaniu. Mam nadzieję, że wysłuchamy ciekawych opowiadań ze strony tych, którzy będą chcieli podzielić się swoimi wspomnieniami.
RB
Trzy pytania do kom. Grzegorza Jaroszewicza, rzecznika prasowego Komendy Miejskiej Policji w Gorzowie