2016-07-17, Trzy pytania do...
Trzy pytania do Eweliny Błaszczyk, nauczycielki pedagogiki według Marii Montessori
- Na czym polega nauka według metody przedstawionej przez włoską lekarkę Marię Montessori?
- Mówiąc najkrócej jest to system pozwalający uczyć dzieci poprzez zabawę. Metoda ta pozwala dotrzeć do każdego dziecka w sposób indywidualny. Prowadząc zajęcia należy korzystać z takich pomocy dydaktycznych, żeby dzieci mogły uczyć się poprzez doznania sensoryczne. I to różnych przedmiotów, w tym podstawowych, jak matematyka czy język polski. Dzieci przy tej metodzie korzystają z przygotowanych materiałów, wybranych ćwiczeń a także kart pracy i innych materiałów specjalnie zredagowanych dla nich przez nauczycieli. Podam taki prosty przykład. Ucząc się geografii, różnych kontynentów, flag różnych państw czynią to poprzez układanie map w formie puzzli. Proszę wierzyć, ale takie nauczanie przynosi dużo lepszy efekt niż tradycyjne. Dalej, ucząc się tabliczki mnożenia preferujemy kilka metod, w zależności od potrzeby danego dziecka. Nigdy nie wolno uczyć na pamięć, bo to nie jest trwałe. Trzeba preferować logiczne myślenie. Materiał Montessori jest tak skonstruowany, że jedno wynika z drugiego. Całość jest tak połączona, że jak dziecko idzie określoną drogą to wchłania wiedzę nie do końca zdając sobie z tego sprawę. Moja córka, która zaczyna uczyć się tą metodą, a ma dopiero trzy latka, zna już litery pisane, które bez problemów znajduje w otoczeniu. Z drukowanymi jest gorzej, ale dlatego, że małe dzieci rozumieją tylko to co jest pisane, bo same tworząc rysunki najczęściej wykonują ruchy koliste. Chodzi o to, żeby podążać za dzieckiem. Skoro maluchy już w wieku trzech lat są gotowe poznawać litery trzeba je tego uczyć, ale tylko poprzez zabawę. Bo one wtedy tym się zainteresują. Ważne też, żeby nie poganiać dzieci. Jedno jest lepsze z matematyki, drugie z geografii, trzecie lepiej pisze i niech każde idzie swoim tempem.
- Dlaczego w szerszym zakresie nie powstają szkoły uczące według tej metody?
- Na świecie jest ich kilkadziesiąt tysięcy, w Polsce również zaczynają powstawać. Są nawet licea i gimnazja uczące według tej pedagogiki, ale tak naprawdę jesteśmy dopiero na początku drogi. Może dlatego, że ta metoda jest jeszcze słabo rozpowszechniona. Mamy już jednak szkoły w okolicach dużych miast. W Gorzowie też prowadzimy na razie nauczanie w klasach początkowych w jednej tylko szkole. Dużo jest natomiast przedszkoli, w tym również w naszym województwie.
- A jak organizacyjnie wygląda nauka, bo skoro nauczyciel musi więcej czasu przeznaczać każdemu dziecku indywidualnie, to zapewne klasy liczą mało uczniów?
- Niekoniecznie, klasy mogą liczyć nawet do 25 dzieciaków. Inna jest natomiast sama organizacja pracy oraz ilość nauczycieli. Podstawa programowa jest prowadzona z wychowawcą, ale inne zajęcia z różnymi nauczycielami. Kiedy przychodzą ćwiczenia następuje podział dzieci na różne grupy, zależnie od przedmiotów i każdy pracuje swoim tempie. Bywa, że jeden uczeń pracuje nad swoim zadaniem dłużej, a w tym czasie jego kolega kończy i przechodzi do zadania z innego przedmiotu. Nie ma tu ograniczeń czasowych w tej postaci, że mija 45 minut i kończy się jeden przedmiot a zaczyna się drugi i jakieś tam sprawy nie zostały dokończone. Metoda ta pozwala uczniom klas początkowych na opanowanie materiału, z jakim potem w dużej części spotykają się w publicznej szkole w klasach od czwartej nawet do szóstej. Wynika to z tego, że tak naprawdę przerabiamy więcej materiału, stosując również działania pobudzające do natychmiastowego wykorzystywania nabywanej wiedzy.
RB
Trzy pytania do Ireneusza Macieja Zmory, byłego prezesa Stali Gorzów, obecnie przewodniczącego klubu radnych Platformy Obywatelskiej