2016-08-02, Trzy pytania do...
Trzy pytania do Krzysztofa Kasprzaka, nowo kreowanego drużynowego mistrza świata na żużlu
- Jak smakuje mistrzostwo świata wywalczone po raz pierwszy przez reprezentację Polski na brytyjskiej ziemi?
- W Anglii jestem jak u siebie, bo startuję tam od 13 lat. Wiem również, jak czują się w tamtejszym klimacie Anglicy i Australijczycy. Dlatego miałem pewne obawy, czy nasi młodzi chłopacy poradzą sobie. To co pokazali Bartek Zmarzlik i Piotr Pawlicki to było jednak coś naprawdę super. Wiadomo też jaki sezon ma Patryk Dudek. Dla mnie to mistrzostwo, to naprawdę duży sukces i niespodziewany. Miałem zaplanowany krótki wakacyjny wyjazd z przyjaciółmi, ale byłem też przygotowany na ewentualne powołanie. Kiedy w półfinale w Vojens nasi chłopacy wygrali byłem przekonany, że trener Marek Cieślak zabierze tą samą ekipę do Manchesteru. W poniedziałek zadzwonił jednak do mnie i zadał krótkie pytanie, czy jestem gotowy wystąpić w finale? Odpowiedziałem, że od urodzenia. Chwilę się pośmialiśmy, z wakacji oczywiście natychmiast zrezygnowałem. Trochę potrenowałem w Ostrowie, wziąłem nowo przygotowany od tunera sprzęt i pojechałem.
- Jak ocenia pan swoją postawę?
- Czułem pewną odpowiedzialność, bo zwycięskiego składu najczęściej się nie zmienia, a tu nastąpiła wymiana jednego ogniwa. Okazało się, że dołożyłem cegiełkę do sukcesu, który – co podkreślam na każdym kroku - nie byłby możliwy bez wspaniałej jazdy naszej młodzieży. W tym sezonie posiadam naprawdę dobry sprzęt, ale mam kłopoty ze startami. Jak dobrze ustawię motocykl na wyjście spod taśmy, gorzej jedzie mi się na dystansie. Było to szczególnie widać w pierwszym moim wyścigu, który zepsułem. Wygrałem start, szybko jednak Tai Woffinden objechał mnie po szerokiej. Potem zakopałem się, minął mnie jeszcze Fredrik Lindgren. Wolę gonić niż dać się wyprzedzać, dlatego przestawiłem motocykl i potem jechało mi się dużo lepiej. Geometria w sumie była łatwa, ale na taki tor trzeba mieć szybkie motocykle. I wszyscy mieliśmy.
- Zamarzyło się panu mieć dziesięć złotych medali drużynowych mistrzostw świata. Czyżby polski żużel miał na kolejne lata zdominować te rozgrywki?
- Zacznę od tego, że mam szczęście do tych mistrzostw, a może polska reprezentacja ma szczęście do mnie. Przewodniczący GKSŻ Piotr Szymański powiedział po zawodach w Manchesterze, że kiedy ja jadę można być pewnym złota. Coś w tym jest, bo w finale zadebiutowałem w 2007 roku w rodzinnym Lesznie i do dzisiaj bardzo miło wspominam tamtejszy triumf w obecności kompletu kibiców. Pamiętam, że po ostatnim wyścigu nie mogłem złapać oddechu, tak mocno przeżyłem sukces. Potem pojechałem jeszcze pięciokrotnie i tylko w Bydgoszczy pechowo przegraliśmy jednym punktem i musiałem zadowolić się srebrem. Pozostałe starty kończyły się złotym medalem. Mam jeszcze złoto z 2005 roku, choć wtedy pojechałem tylko w półfinale. Im jestem starszy, tym łatwiej jest mi cieszyć się ze zwycięstw. Nie czuję się na szczęście stary, choć na tle kolegów moje 32 lata robią już wrażenie, skoro reszta ma od 21 do 24 lat. Ale z tak dobrą drużyną mogę postarać się o kolejnych kilka tytułów. Warunkiem jest, że muszę przez kolejne lata utrzymywać wysoką formę, gwarantującą powołanie do drużyny.
RB
Trzy pytania do kom. Grzegorza Jaroszewicza, rzecznika prasowego Komendy Miejskiej Policji w Gorzowie