2016-08-08, Trzy pytania do...
Trzy pytania do Pawła Poterskiego, gorzowskiego miłośnika polskiej motoryzacji
- W październiku ubiegłego roku wraz z trzema kolegami pojechał pan wysłużonym fiatem 125p nad Morze Czarne. Niecodzienna wycieczka nie spełniła pańskich oczekiwań, skoro teraz jedzie pan tym samym samochodem na Bałkany?
- W związku pewnymi ograniczeniami czasowymi musieliśmy wrócić wcześniej, przez co nie udało nam się w pełni zrealizować planu wyjazdu i pozostał niedosyt. Nie zobaczyliśmy tego wszystkiego, co chcieliśmy. Stąd narodził się pomysł, żeby jeszcze raz zorganizować wyjazd, ale już trochę inną drogą. I w innym składzie osobowym. Ciągnie nas szczególnie do Serbii, która była najfajniejszym krajem, do którego zajechaliśmy przed niespełna rokiem. I to pod każdym względem. Zarówno turystycznym, jak i kontaktu z ludźmi czy kulturą. Do tego dochodzi aspekt historyczny. Nasi rodzice, jak większość Polaków mających dawniej fiaty, jeździła w dwóch kierunkach. Na wspomniane Morze Czarne oraz nad Morze Adriatyckie, a co bardziej odważni dojeżdżali nawet do Morza Śródziemnego. W pierwszym podejściu pojechaliśmy tą pierwszą trasą w kierunku Bułgarii, Rumunii i dojechaliśmy aż do Turcji, dokładnie do Stambułu. Zahaczyliśmy również o wschodnie części dawnej Jugosławii. Teraz pojedziemy bardziej zachodnią stroną.
- Każdy kolejny tego rodzaju wyjazd to zapewne fantastyczna przygoda. Nie obawia się pan jednak, że w którymś momencie ten wysłużony fiat odmówi posłuszeństwa i przygoda zamieni się w stres?
- Przyznaję, że w dniu naszego wyjazdu z Gorzowa nawalił nam sterownik od instalacji gazowej, ale może to i dobrze, bo jeszcze przed wyjazdem z Polski można było go naprawić. W ubiegłym roku mieliśmy jedną awarię w Belgradzie. Siadła nam pompa paliwowa. Na szczęście nie było problemów z jej zakupem w pierwszym lepszym sklepie motoryzacyjnym. To jest ten plus, że w krajach szczególnie bałkańskich nadal jest sporo fiatów i części do nich są łatwo dostępne. A tak poza tym auto spisuje się dobrze, bo nie jest to jakiś stary egzemplarz. Został wyprodukowany w 1990 roku, zaledwie kilka miesięcy przed całkowitą likwidacją produkcji fiatów. Ma w tej chwili 150 tysięcy kilometrów przebiegu. Samochód przeżył już wyjazd do 15 krajów, w tym Norwegii czy Szwecji. Przyznaję, że mam jeszcze bardzo ambitne plany co do wyjazdu w następnym roku, do jeszcze cieplejszych krajów i wierzę, że to nasze auto przetrwa wszystkie kryzysy.
- W niespełna dwa tygodnie przejedziecie cztery tysiące kilometrów samochodem, o którym ciężko powiedzieć, że jest wygodny. Co jest w tym takiego ekscytującego w tym, żeby jednak nim jechać?
– Jazda tym autem tworzy niesamowity klimat. Przy prędkości 100 kilometrów na godzinę, co jest niemal maksymalną prędkością dla naszego auta, już praktycznie nie słychać własnych myśli. Jak chcemy posłuchać muzyki to musimy zjechać na parking. Wielu kierowców patrzy na nas z pewnym ulitowaniem, ale najczęściej uśmiechają się i pozdrawiają. Ale, co często powtarzam, skoro starsi Polacy mogli jeździć takimi samochodami na południe Europy, to dlaczego my nie możemy…
RB
Trzy pytania do kom. Grzegorza Jaroszewicza, rzecznika prasowego Komendy Miejskiej Policji w Gorzowie