2016-08-10, Trzy pytania do...
Trzy pytania do Izabeli Brzychcy, koordynatora ds. transplantacji gorzowskiego szpitala
- Czym dokładnie zajmuje się pani w gorzowskim szpitalu?
- Mówiąc w największym skrócie koordynacją pobrania najczęściej wielonarządowego. Co to oznacza? Organy od zmarłej dorosłej osoby można pobrać tylko wtedy, kiedy za życia nie wyraziła sprzeciwu, a najlepiej kiedy jest oświadczenie woli. Większość narządów można pobrać od osoby, u której nastąpiła śmierć mózgu. Orzeczenie o tym oczywiście najpierw musi wydać zespół lekarski. Ja w tym nie uczestniczę, bo nie jestem lekarzem. Dopiero kiedy pojawi się takie orzeczenie otrzymuję telefon i przyjeżdżam do szpitala celem skoordynowania wszelkich działań. Sprawdzam centralny rejestr sprzeciwu, prowadzę rozmowy z rodziną, kontroluję przebieg choroby zmarłego celem sprawdzenia, czego może być dawcą. Zgłaszam wszystkie istotne informacje do centralnej bazy. Koordynuję badanie organów, które trzeba wykonać celem sprawdzenia ich stanu i przydatność. Ważny w dalszej części jest również kontakt z ośrodkami zajmującymi się przeszczepami. Wszystko musi przebiegać sprawnie, choć jest rozciągnięte na wiele godzin, czasami ponad dobę.
- W ubiegłym roku w gorzowskim szpitalu aż w połowie przypadków nie było zgody na pobranie organów od zmarłych osób, które kwalifikowały się do tego, żeby zostać dawcami. Mało tego, praktycznie nie ma dawców w wieku dziecięcym. Z czego to może wynikać?
- W poprzednich latach ten wskaźnik było dużo niższy, przez to mieliśmy wielokrotnie więcej pobrań narządów. Kłopoty zaczynają się, kiedy panowie z profesorskimi tytułami występują w mediach i kwestionują śmierć mózgu. Potem dochodzi do publicznego nawoływania, żeby nie uśmiercać przykładowo 17-letniego chłopaka, który leży w szpitalu i choć jego mózg umarł, to rodzina, przyjaciele wierzą jeszcze w uratowanie, skoro inne organy pracują za pomocą szpitalnych urządzeń. Po takich zdarzeniach rośnie ilość sprzeciwów. W przypadku dzieci zdecydowanie trudniej jest o spełnienie formalnych wymagań. Sama procedura wydania orzeczenia lekarskiego jest bardziej skomplikowana, wymaga określonych dodatkowych badań, które nie każdy szpital jest w stanie natychmiast wykonać. Nasz może. Dalej, zgodę na pobranie narządów muszą wyrazić obydwoje rodzice. W przypadku dorosłych mówimy o zgodzie domniemanej. Z rodzicami bywa rożnie, szczególnie kiedy są rozwiedzeni i nie można szybko porozmawiać z dwójką. Często jeden z rodziców się zgadza, ale weto stawia drugi i już nic nie można zrobić. To zrozumiałe, bo w tym przypadku mamy do czynienia z czynnikiem wyjątkowo emocjonalnym.
- Co można mądrego zrobić, żeby zachęcać społeczeństwo do zmiany spojrzenia na transplantację?
- Najwięcej dobrego mogą tu wnieść media, które im więcej będą edukować, wyjaśniać, tłumaczyć, tym łatwiej będzie przekonywać społeczeństwo do tej formy pomocy ludziom potrzebującym zdrowych organów. Jako koordynator widzę dramat ludzi czekających na przeszczep. W tej chwili jest ich w Polsce około 1700. Kiedy dochodzi już do przeszczepu, dzięki któremu lekarze ratują komuś życie, to zawsze rodzina takiego pacjenta przychodzi do lekarzy z podziękowaniami. I zawsze słyszą, że nie byłoby na to szans, gdyby nie pobranie organu, gdzieś na drugim końcu Polski, a przede wszystkim zgoda wyrażona na pobranie tego narządu. Potem dostajemy telefony z prośbą o kontakt do rodziny dawców, bo uratowana osoba chce osobiście podziękować, wyrazić wdzięczność. I to jest ten mały plus. Bo dopiero wtedy dochodzi do nas, że śmierć nie zawsze idzie na marne, bo gdzieś tam to przykładowe serce bije w innym organizmie.
RB
Trzy pytania do kom. Grzegorza Jaroszewicza, rzecznika prasowego Komendy Miejskiej Policji w Gorzowie