2016-10-28, Trzy pytania do...
Trzy pytania do Wawrzyńca Zielińskiego, gorzowskiego przedsiębiorcy, który od lat tropi losy własnej rodziny
- Od dość długiego czasu tropi pan historię własnej rodziny, pisze drzewo genealogiczne. Po co i dlaczego pan to robi?
- Na pewno nie dla tego, że przyszła taka moda i sporo ludzi to robi. Uważam, że następne pokolenia, moje dzieci dla przykładu, powinny znać prawdziwą historię rodziny. Powinny, ale i muszą znać prawdę o korzeniach. Podczas pracy odkrywającej dzieje mojej rodziny staram się obalić pewne mity rodzinne, które niepotrzebnie gloryfikują pewne osoby i wydarzenia lub przeciwnie, zniesławiają pewnych ludzi i pewne wydarzenia.
- W jaki sposób pan dochodzi do prawdy o rodzinie?
- Badam dokumenty, które są dostępne w archiwach zarówno tych tradycyjnych, ale też i tych udostępnionych w Internecie. Badam też te dokumenty i inne świadectwa, które zachowały się w zbiorach rodzinnych, u krewnych i powinowatych. Zbieram też zdjęcia, kopie dokumentów, wszystko, co wiąże się z rodziną. Pojechałem w tym roku na Białoruś. Odwiedziłem miejscowość Zdzięcioł (dziś Dziatława - Białoruś) koło Nowogródka, gdzie znalazłem i zrewitalizowałem nagrobek moich prapradziadków. To była dla mnie duża rzecz. Potem pojechałem śladem rodziny do Grodna, Wilna, Nowogródka, Słonimia. To było chodzenie po śladach rodzinnych tam na miejscu. I to było wyzwanie. Ale cały czas tropię ślady w książkach, bardzo różnych. Bo nagle w jakichś wydawnictwach znajduję ślady mojej rodziny. Nie mówię o tych znanych, jak choćby monografie prof. Timothy Snydera czy pana prof. Jana Kęsika. Szukam w innych książkach i czasami znajduję. I to jest bardzo ciekawa rzecz.
- Wyda pan tę historię rodzinną drukiem?
- Nie wiem. Naprawdę nie wiem. Będzie to zależeć od końcowego efektu moich poszukiwań. Na to nałoży się też zaangażowanie innych członków rodziny, ale i krewnych, jak i powinowatych. Bo wielu z nich zaraziłem pasją. Dla mnie ważne jest to, że możemy popracować nad prawdziwą historią rodziny. Moje pokolenie ma to, że uczyło się zakłamanej historii powszechnej, a przez to zakłamanej historii rodziny. Pracując nad historią mojej rodziny, poznając ludzi, wydarzenia, czasy, terytoria, przestrzenie, czuję coraz większy wstręt do tych, którzy znów teraz próbują nam historię zakłamać. O tym, czym może być zakłamywanie rzeczywistości, przekonałem się podczas pracy nad rękopisem pamiętnika Biruty Lubicz-Sierakowskiej, mojej babci, która mnie wychowała. To był rękopis złożony w Gabinecie Rękopisów Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego. Trudna to była praca. Rękopis na prawach rękopisu właśnie ukazał się rok temu drukiem. Dla mnie to było coś niezwykłego. Kto jest zainteresowany książką, może ją przeczytać. Jest w Wojewódzkiej i Miejskiej Bibliotece Publicznej w Gorzowie. Bo uznałem, że trzeba, aby egzemplarz się tam znalazł. Do Warszawy nie trzeba jechać. Z tego impulsu wyszła potrzeba dowiedzenia się więcej. No i staram się dowiadywać. Czas pokaże, co wyjdzie. No i powtórzę, nie wiem, czy drukiem, czy tylko w pdf. Zobaczymy.
Renata Ochwat
Trzy pytania do kom. Grzegorza Jaroszewicza, rzecznika prasowego Komendy Miejskiej Policji w Gorzowie