Dodatkowe ciśnienie nie jest tu nikomu potrzebne

2016-11-02, Trzy pytania do...

Trzy pytania do Artura Radzińskiego, wiceprezydenta Gorzowa

- Przysłuchując się dyskusji na temat ZIT-ów przeciętny mieszkaniec Gorzowa ma być prawo skołowany i przestraszony. O co w tej sprawie tak naprawdę chodzi?

- Jak wiadomo, w ramach przyjętych Zintegrowanych Inwestycji Terytorialnych Gorzów wraz z okolicznymi gminami ma do wydania 49 mln euro. Podpisaliśmy z urzędem marszałkowskim odpowiednią umowę, przyjęty został harmonogram czasowy oraz procedury składania projektów i podpisywania kontraktów na poszczególne inwestycje. Do umowy tej, jako miasto, w pełni się dostosowujemy. Pamiętajmy, że mówimy tutaj o inwestycjach strategicznych, które są rozłożone w latach. Przygotowanie do ich realizacji wymaga czasu, zwłaszcza w przypadku natrafienia na nieprzewidziane problemy. Niestety, nagle zaczęły być zmieniane reguły aplikowania o środki. Pojawiły się naciski, żebyśmy przyśpieszyli składanie wniosków. Staramy się do tego dostosować, złożyliśmy pismo precyzujące, w jakich okresach czasu chcemy korzystać ze środków ZIT-owych na poszczególne inwestycje. Nie zawsze jednak można skrócić czas na przygotowanie dokumentacji przykładowo z trzech do jednego miesiąca. Poza tym nie jesteśmy w stanie zrobić coś szybciej, jeżeli jesteśmy uzależnieni od procedur administracyjnych, jak choćby w przypadku ulicy Kostrzyńskiej. Tam droga jest węższa od planowanej i żeby przygotować pełną dokumentację musimy mieć odpowiednią zgodę z ministerstwa. Natrafiamy również na kolizje formalno-prawne. Chciałbym powiedzieć tu jasno, że wszystkie dokumenty z naszej strony są składane terminowo.

- Pani marszałek tłumaczy jednak, że jak zostaną przekroczone nowe terminy, to możemy stracić część tych pieniędzy. Czy naprawdę musimy się zacząć poważnie bać?

- Pojawiły się pewne tarcia między ministerstwem rozwoju i urzędem marszałkowskim, co należy złożyć na karb tego, że w obu tych ośrodkach rządzą inne opcje polityczne. Nie jest to dobre, bo zaczynamy obserwować przeniesienie polityki z poziomu centralnego na poziom samorządowy. Skoro coś kiedyś zostało uzgodnione, to powinniśmy się tego trzymać i w spokoju realizować. Dodatkowe ciśnienie nie jest tu nikomu potrzebne. A już uważam, że naprawdę złym rozwiązaniem jest próba zastraszania. Ostatnio docierają głosy, że jak z czymś nie zdążymy, to nam zabiorą 18 mln złotych. Takie wypowiedzi uważam za skandaliczne.

- Czy należy to rozumieć, że urząd marszałkowski odgrywa się na samorządzie gorzowskim za decyzje podejmowane na szczeblu rządowym?

- Nie chciałbym, żeby to zostało tak odebrane, bo tu tak naprawdę nie liczą się barwy polityczne, lecz interes naszego miasta. Chodzi jedynie o pełną współpracę wszystkich organów, a nie przerzucanie się winą. Dla mnie ta dyskusja zaczyna być sztuczna, której powoli zaczynam nie rozumieć. Miałem okazję być i rozmawiać w urzędzie marszałkowskim z dyrektorami odpowiedzialnymi za poszczególne inwestycje w ramach ZIT-ów i nie było żadnych problemów z przyjęciem pewnych uzgodnień. I kiedy wydawało się, że temat jest wyjaśniony, nagle wybuchła ostra dyskusja w mediach. Przecież, rozumiejąc sytuację, jako samorząd gorzowski zobowiązaliśmy się do maksymalnego przyśpieszenia prac. Pani marszałek stwierdziła, że posunęła się nawet do zmian kadrowych u siebie, żeby usprawnić prace w zakresie przygotowywania umów, bo to było jednym z mankamentów. Liczymy, że urząd zacznie jeszcze bardziej usprawniać pracę u siebie, skróci procedury do minimum i przestanie wywoływać na nas presję, bo to przeszkadza w normalnej pracy. Osobiście jestem dobrej myśli, nie widzę zagrożenia w tym, że możemy stracić pieniądze na priorytetowe dla miasta inwestycje.