2017-07-03, Trzy pytania do...
Trzy pytania do Jana Kaczanowskiego, wiceprzewodniczącego rady miasta
- Jaki ma pan stosunek do usuwania tablic, pomników czy zmian nazw ulic?
- Zacznę od tego, że do szczęścia potrzebne jest nam życie w zgodzie, a nie szukanie na siłę wszystko co dzieli. Oczywiście własną historię powinien znać każdy, w tym najbardziej tragiczne dzieje naszego narodu. Jest to ważne do bieżącego wyciągania wniosków. Najgorsze jest zaś budowanie pomiędzy samymi Polakami różnych murów. Niektóre decyzje uważam za bezsensowne. Choćby likwidacja w parku Siemiradzkiego tablicy gen. Nikołaja Bierzarina. Komu ona przeszkadza? Tablica ma wszystkim przypominać o faktach, których przecież nie zmienimy poprzez jej likwidację. W 1945 roku do ówczesnego Landsbergu weszła Armia Czerwona, która on dowdził i tego nie wymażemy z historii. Podobnie jak tego, że to przy pomocy radzieckich żołnierzy zostaliśmy uwolnieni od jarzma faszystowskiego. Potem nastąpiło częściowe zniewolenie, o tym także wszyscy pamiętamy, ale przyczyny tego tkwiły w Jałcie. To tam zapadły decyzje o podziale stref wpływów. I zamiast to zostawić ciągle idziemy do przodu mając głowę odwróconą do tyłu. Naruszając czyjąś pamięć naruszymy także relacje międzynarodowe. Jeżeli będziemy ciągle skłócać się z sąsiadami, to oni również mogą czynić działania bardzo niekorzystne z naszego punktu widzenia.
- Czyli rozumiem, że jak w Polsce sami będziemy decydowali o bolesnej, często wspólnej z sąsiadami historii, to musimy przygotować się, że nasi sąsiedzi również mogą likwidować wszystko co jest związane z naszymi bohaterami?
- Dokładnie. Jak głębiej spojrzymy w historię, to nie zawsze byliśmy tacy święci. Pamiętam jak parę lat temu byłem na wycieczce w Berlinie i jeden z kolegów zapytał się przewodnika, jak to jest, że ciągle macie ulicę Karola Marksa? Ten spojrzał i powiedział, że Niemcy widocznie nie są tak bogatym krajem jak Polska, żeby wszystko zmieniać jak wiatr zawieje. Oczywiście nie chodzi tu o pieniądze, ale historię. Skoro mamy taką a nie inną nazwę ulicy, skoro mamy taką a nie inną tablicę od kilkudziesięcioleci to zostawmy i wyjaśniajmy młodszym pokoleniom historię związanymi z tymi nazwami. Swoją drogą akurat Bierzarin nie powinien wszystkim kojarzyć się jako negatywna postać, choć był bohaterem ZSRR.
- Nie będzie tablicy i zapewne ulicy Bierzarina, będzie za to tablica Ofiar Rzezi Wołyńskiej. Miał pan do niej uwagi. Dlaczego?
- Żadnych wątpliwości nie mam co do jej zamontowania. Pamięć o ofiarach na Wołyniu powinna być jak najbardziej zachowana. Chodziło mi o napis, dokładniej o użycie słowa ,,ludobójstwo’’. Uważam, że radni Gorzowa nie powinni zastępować profesorów historii, wśród których nie ma jeszcze jasności, czy to co się wydarzyło na Wołyniu ma być zakwalifikowane z prawnego, ale i politycznego punktu widzenia jako ludobójstwo. Myślę, że Polacy nie mają co do tego wątpliwości, lecz inaczej należy rozumieć to słowo potocznie a inaczej w oficjalnych kategoriach. Jeżeli w aspekcie międzynarodowym kiedyś dojdzie do ujednolicenia stanowiska zawsze można zmienić napis. Na obecną chwilę nie powinniśmy wychodzić przed szereg, bo nie posiadamy aż tak zamożnych kompetencji. Pamiętajmy również, że historia polsko-ukraińska jest bardzo skomplikowana i jeżeli chcemy wyciągnąć z niej wnioski musimy to czynić w porozumieniu. W naszym regionie pracują tysiące Ukraińców i nie ma powodów, żeby ich z nami skłócać tylko poprzez nieprzemyślane działanie. A prawda zawsze się obroni.
RB
Trzy pytania do Macieja Gębali, reprezentanta Polski w piłce ręcznej