2018-07-24, Trzy pytania do...
Trzy pytania do Bartosza Zmarzlika, żużlowca Cash Broker Stali Gorzów
- Kiedyś Wembley, dzisiaj Cardiff są nieformalnymi stolicami światowego żużla. W stolicy Walii od 2001 roku są rozgrywane turnieje Grand Prix i każdy żużlowiec marzy, żeby choć raz tam wygrać, ale udaje się nielicznym. Jakie to uczucie stanąć na najwyższym stopniu podium w ,,Principality Stadium’’?
- Genialne, wspaniałe. Już raz tu stałem na trzecim stopniu podium przed dwoma laty, a przed rokiem tylko defekt pozbawił mnie ponownie trzeciej pozycji. Czuję się świetnie na tym obiekcie, uwielbiam zresztą jeździć przed tak dużą widownią. To mnie wzmacnia. Pamiętam, że jeszcze jako adept zawsze z wypiekami na twarzy oglądałem turnieje Grand Prix w Cardiff i zawsze marzyłem, żeby tam wystartować. Marzenia się spełniają, a kiedy staje się na najwyższym stopniu podium to radość jest podwójna. Wygraną zawdzięczam całej mojej drużynie, która codziennie ciężko pracuje na mój wynik. Szczególnie, jeżeli chodzi o Grand Prix. W lidze polskiej i szwedzkiej wszystko mi się układa nieźle, ale w mistrzostwach świata od początku sezonu miałem pod górkę. Ostatnio jest naprawdę dobrze i liczę, że tak już pozostanie.
- Tor w Cardiff swoją geometrią i sposobem ułożenia przypomina te w Warszawie i Horsens. A jednak to w Walii idzie ci zawsze znakomicie, na dwóch pozostałych bywa różnie. Dlaczego?
- To prawda. Jako ciekawostkę powiem, że teraz w Cardiff pojechałem na nowym silniku, którego nawet nie przetestowałem na treningu. Może i to dobrze, gdyż miałem ,,czystą’’ głowę. A nowy sprzęt spisał się znakomicie, co tylko potwierdziło, że sprzęt na ligę jest tak naprawdę inny niż na Grand Prix. Co do torów, to z technicznego punktu widzenia rzeczywiście wszystkie tu wymienione są bardzo zbliżone, ale ten w Cardiff powinien być porównywany tylko do warszawskiego. Oba są bowiem pod dachem. W Horsens wszystko jest na odkrytym stadionie i po ułożeniu toru przez wiele kolejnych dni, jak i w trakcie samych zawodów, jest on poddawany oddziaływaniu warunków atmosferycznych. To ma istotny wpływ na odpowiednie ustawienia sprzętu. Czasami trzeba co bieg szukać nowych pomysłów. Na zamkniętych torach nawierzchnia jest bardziej stabilna i łatwiej jest o dobre wybory. Dla mnie najważniejsze jest jednak opanowanie startów, bo z tym ciągle bywa różnie. Mogę powiedzieć, że pomimo nabierania doświadczenia cały się uczę tej jazdy w Grand Prix.
- Aż w trzech wyścigach, w których jechałeś, dochodziło do ich przerwania. Co w takich chwilach się myśli i co należy zrobić, żeby na nowo złapać przedstartową koncentrację?
- We wszystkich tych trzech biegach prowadziłem, co dodatkowo potęgowało moją frustrację. Przyznaję, że najbardziej byłem rozczarowany w drugim starcie, kiedy w bardzo silnej obsadzie prowadziłem i nagle, po starciu Jasona Doyle’a z Maciejem Janowskim doszło do przerwania wyścigu. Taki jest ten żużel. Trzeba sobie umieć radzić z podobnymi przypadkami i potrafić na nowo się skoncentrować. Nie zawsze to wychodzi. Na szczęście w Cardiff wszystko mi wychodziło, a ten bieg, o którym wspomniałem, chyba mnie dodatkowo wzmocnił. Inną sprawa jest, że czułem ogromne wsparcie z trybun. Na stadionie było dużo Polaków i ich doping naprawdę mi pomógł. Teraz czekam już na Malillę i postaram się tam ponownie powalczyć o sporą zdobycz punktową. Nie myślę natomiast o tym, na co mnie stać na zakończenie sezonu. To się okaże po zsumowaniu wszystkich punktów.
RB
Trzy pytania do Dominiki Muniak, reżyserki filmu „Landsberczanka”