2018-08-06, Trzy pytania do...
Trzy pytania do Agnieszki Kopaczyńskiej-Moskaluk, dziennikarki Radia Plus, ale także poetki
- Biblioteka wojewódzka rozpoczęła letnie pikniki – głośne czytanie książek. Warto to robić?
- Zawsze jest sens urządzać głośne czytanie książek, nie jest istotne, czy to wakacyjne czytania, czy w trakcie roku. Trzeba czytać i warto czytać. Jak nie będziemy czytali, to będziemy głupieli. Literatura jest bardzo ważna w życiu każdego z nas.
- Ale biblioteka zaprasza latem na czytanie bardzo poważnych tekstów, podczas gdy lato to rozrywka. Czy to nie za poważne rzeczy?
- Oczywiście, że nie. Ale bardziej istotne jest to, że biblioteka nie zaczyna czytania. Bo co prawda w siedzibie głównej to chyba pierwsze takie głośne czytanie, ale chciałabym przypomnieć, że w filiach bibliotecznych od bardzo, bardzo dawna odbywają się rocznicowe czytania wymyślone chyba ze trzy lata temu przez Beatę Patrycję Klary. Robiłyśmy to przez jakiś czas wspólnie, późnej robiła to i robi do tej pory Beata z Krystyną Jarosz. I to się znakomicie sprawdza. Wykorzystuje się rocznicę urodzin, śmierci, rok debiutu lub inne ważne wydarzenia w życiu literatów i dzięki temu przynajmniej raz w miesiącu przypomina się, przywraca pamięć albo generalnie poznaje twórczość poetów niekoniecznie tylko z tej bardzo wysokiej półki. Czasem są to poeci kompletnie zapoznani, albo tacy, o których wcale nie myślimy, że warto ich czytać. Potem wokół tych spotkań rozwijają się bardzo ciekawe, gorące dyskusje. Ten cykl, który się właśnie zaczął, jest moim zdaniem fajną kontynuacją tego, co zaczęło się u podstaw. Moim zdaniem lato to znakomita pora, żeby zacząć od tego wysokiego C, tym bardziej, że mamy Rok Herberta.
- Od jakiegoś czasu mamy wysyp lokalnych literatów, prozaików, poetów. Jak pani zdaniem można ludzi przekonać do czytania także i tej, lokalnej literatury?
- Literaturę warto promować nie dlatego, że jest regionalna, ale dlatego, że jest dobra. Sama do końca nie wiem, czy jestem przekonana do lokalnej literatury. Jestem przekonana do literatury dobrej. I wówczas nie dzielę jej na lokalną albo globalną. Jest coś, co mnie porywa, albo nie, wówczas kartkuję i odkładam na półkę. Tak jest w przypadku gorących nazwisk, ale i tych kompletnie nieznanych. Muszę tu przywołać choćby przykład ostatniego tomu opowiadań Olgi Tokarczuk. I one mnie rozczarowały. Spodziewałam się bowiem efektu wow, a tu dostałam takie sobie opowiadania, co oczywiście nie zmienia faktu, że uważam Olgę Tokarczuk za jedną z najlepszych pisarek polskich. A jest parę lokalnych tytułów, które wydają się bardzo interesujące, warte, żeby je poznać.
Renata Ochwat
Trzy pytania do Dominiki Muniak, reżyserki filmu „Landsberczanka”