2020-02-10, Trzy pytania do...
Trzy pytania do Bartosza Habasa, strażaka z Ochotniczej Straży Pożarnej w Santocku
- Niedawno uratował pan życie starszej kobiecie, która znajdowała się w domu objętym ogniem. Próbowała ona nawet ratować swoje rzeczy przy pomocy węża ogrodniczego. Czy w takich chwilach ludzie nie rozumieją, że życie jest ważniejsze od dobytku?
- Każda sytuacja jest specyficzna i trudno to oceniać czy nawet komuś doradzać. Często ludzie działają instynktownie, chcąc ratować dorobek swojego życia i trudno ich za to karcić. Ta pani, którą ratowałem leżała już na posadzce, a mimo to dalej próbowała gasić ogień. Nie mogło to być skuteczne, ale jestem przekonany, że jej myśli skupiały się tylko na próbie ratowania dobytku, zapewne nawet nie pomyślała o tym, żeby zaalarmować straż pożarną. Ja byłem tą pierwszą osobą, która zadzwoniła. Mało tego, po wyciągnięciu tej pani z domu ona dalej chciała wracać i gasić pożar. Na szczęście udało mi się ją odciągnąć od tego pomysłu. Najgroźniejsze w takich przypadkach jest wdychanie dymu. Jak jest go za dużo, to w którymś momencie człowiek przestaje być świadomy tego, co się wokół niego dzieje.
- Miał pan wcześniej do czynienia z taką niebezpieczną sytuacją?
- Pierwszy raz uczestniczyłem w akcji, gdzie najważniejsze było dla mnie ratowanie życia ludzkiego. Dom był bardzo zadymiony, do tego wszędzie szalał ogień. Nie miałem przy sobie profesjonalnego sprzętu, posiłkowałem się tym, co wożę w aucie, głównie maseczką. Taka jest jednak moja powinność. Cały czas staram się być czujnym i gotowym. Skoro podjąłem decyzję o tym, żeby służyć w jednostce ochotniczej, to muszę być przygotowanym przez 24 godziny na to, że ktoś będzie potrzebował mojej pomocy. Tu nie ma podziału na życie prywatne i zawodowe. Jeżeli coś się dzieje, trzeba od razu działać.
- Jak powinni zachować się ludzie nie mający przeszkolenia strażackiego na widok palącego się budynku, w którym mogą znajdować się ludzie?
- W pierwszej kolejności od razu dzwonić po straż pożarną, a nawet po pogotowie ratunkowe. Dopiero po zaalarmowaniu tych służb należy zacząć działać. Przy czym to działanie ma polegać na pełnym zachowaniu własnego bezpieczeństwa. Jeżeli przeanalizujemy, że zagrożenie jest zbyt wysokie, żeby przykładowo wejść do budynku, nie wolno tego robić. Nikomu nie jest potrzeba dodatkowa osoba poszkodowana. Ja wszedłem, ponieważ widziałem nogi tej pani i wiedziałem, że znajduje się ona tuż przy wyjściu, na ganku. Nie musiałem zbyt głęboko wchodzić do domu. Lepiej naprawdę chwilę poczekać na strażaków, którzy dysponują odpowiednim sprzętem niż podejmować za duże ryzyko.
RB
Trzy pytania do Przemysława Kowalskiego, kibica Stali Gorzów