2021-05-17, Trzy pytania do...
Trzy pytania do Janusza Wawrowskiego, polskiego skrzypka, który gra na instrumencie wykonanym przez Antonio Stradivariego
- Gra pan na polskim stradivariusie. Co to znaczy?
- Znaczy to, że polski inwestor postanowił zakupić taki instrument jako inwestycję, ale jednocześnie udostępnić go polskiemu skrzypkowi, który będzie mógł koncertować, nagrywać na tym instrumencie. Oczywiście, mówimy tu o czasie po II wojnie światowej. Warto przypomnieć, że Polska ma tradycje kilku wieków koncertowania na tych instrumentach, bo zaczyna się ten okres od czasów Stradivariego – twórcy tych skrzypiec, czyli od drugiej połowy XVII wieku. Przecież król August II Mocny Sas zamówił u Stradivariego całą orkiestrę, co było zresztą ewenementem. Można zatem powiedzieć, że jesteśmy jednym z państw, które ma długą i piękną tradycję posiadania i używania tych instrumentów.
- Jak się czuje skrzypek, któremu przychodzi grać na stradivariusie?
- Szczęściarzem się czuje oczywiście. Jest to niesamowite wyróżnienie, ale też jest to niesamowite narzędzie artystyczne. Fantastyczne narzędzie tworzenia sztuki. W instrumentach smyczkowych – zabytkowych jest to, że to nie są jedynie zabytki, które stoją w muzeum, ale nadal żyjące przedmioty do tworzenia sztuki. Technologicznie ten instrument jest tak doskonały, że choć skonstruowany w XVII wieku, w dobie baroku, to równie dobrze może służyć do wykonywania muzyki Krzysztofa Pendereckiego czy Dymitra Szostakowicza, czyli kompozytorów naszych czasów. To jest absolutny fenomen, że jakieś narzędzie, które wyprodukowano tak dawno, tak genialnie się sprawdza w sztuce dziś. Dla przykładu, w gorzowskiej Filharmonii zagrałem koncert Ludwiga van Beethovena, kompozytora urodzonego dużo później niż te skrzypce powstały, one miały wówczas ponad 100 lat. I ta muzyka brzmi fantastycznie. Podobnie zresztą z kompozycjami Jana Sebastiana Bacha, który urodził się dokładnie w tym roku, kiedy powstały skrzypce, czyli w 1685. Ważne jest też i to, że polski skrzypek gra na instrumencie zakupionym przez polskiego inwestora jest powrotem do najświetniejszych polskich tradycji, powrotem na właściwe tory. Sytuacją nienaturalną jest to, że takich instrumentów nie ma w Polsce. Zawsze były. Jedynym okresem, kiedy ich nie było i nie inwestowano w nie, to czasy komuny po II wojnie światowej. Bo do II wojny choćby w Łodzi były trzy stradivariusy.
- Mówi się, że stradivarius to jest absoluty top instrumentów smyczkowych. Do czego można w życiu codziennym porównać takie skrzypce?
- Wyobraźmy sobie maybacha czy lamborghini, ale oba samochody do jakieś wysokiej potęgi. Bo takich samochodów, które kosztują po kilkanaście milionów złotych, mam na myśli limitowane wersje, to jednak wychodzi około tysiąca. A tych instrumentów zwyczajnie nie ma. Niektórzy szacują, że Stradivari zrobił może około tysiąca instrumentów, ale proszę pamiętać, że to były skrzypce, wiolonczele, altówki ale i gitary, bo te też robił oraz lutnie. Samych skrzypiec może wykonał około pół tysiąca. To są takie instrumenty, że powstały i więcej ich nie będzie. Decyduje też choćby o tym i materiał, bo po prostu nie ma już takiego drewna. Tak więc to naprawdę wielki unikat.
Renata Ochwat
Trzy pytania do Amelii Jessy, uczennicy Szkoły Podstawowej nr 15 w Gorzowie