2022-01-11, Trzy pytania do...
Trzy pytania do Marka Towalskiego, byłego żużlowca Stali Gorzów, wielokrotnego mistrza Polski
- Pamięta pan dzień, w którym dowiedział się, że Edward Jancarz nie żyje?
- Tak, doskonale. Mieszkałem wtedy w Niemczech, ale kiedy dotarła do mnie ta informacja długo nie mogłem wyjść z szoku. Niedowierzałem, aczkolwiek w przeciwieństwie do wielu ludzi znałem sytuację Edka, wiedziałem, że to jego życie w ,,cywilu’’ jest mocno skomplikowane. Popadł w chorobę, z której trudno się wychodziło. A naprawdę, proszę mi wierzyć, to był ciepły człowiek o miękkim sercu, wspaniały kolega. Jak już dobrze jeździłem, byłem w kadrze narodowej, zawsze pomagał. Nigdy nikogo nie traktował jako konkurenta. Jedynie na torze. Zawsze też był otwarty dla kibiców, zwłaszcza tych najmłodszych. Jestem zdania, że gdyby nie problemy natury prywatnej Edek żyłby do dzisiaj. Powiem też wprost, bo znam dokładne okoliczności, jak do tego wszystkiego doszło, że zabrakło mu pomocy otoczenia. I jeszcze dodam, że do dzisiaj czuję ból związany z tak przedwczesnym jego odejściem.
- Jak pan go poznał?
- Jako wielki fan żużla bardzo chciałem jeździć i udało mi się wkręcić do parkingu, gdzie pomagałem przy czyszczeniu motocykli, sprzątaniu, zapychaniu, dolewałem olej. Byłem bardzo aktywny i pracowity, żeby tylko nie zostać wyrzuconym z tego parkingu przez Olka Ilnickiego, który był gospodarzem stadionu. Pewnego dnia Edek zapytał mnie, czy chciałbym jeździć. Odpowiedziałem, że jest to moim marzeniem. Przejechałem się nawet kilka kółek i on tak poobserwował tę moje próby po czym stwierdził, że brakuje mi siły. Zachęcił jednocześnie, żebym nabrał masy i wskazał, że najlepszym rozwiązaniem będzie pójście do sekcji hokeja na lodzie, która działała w Stilonie. Posłuchałem, zostałem bramkarzem w juniorach, gdyż wydawało mi się, że szybciej nabiorę masy nosząc ciężki bramkarski strój. A potem przez całe sportowe życie byłem z Edkiem w bardzo dobrych kontaktach. Nie powiedziałbym, że byliśmy jakimiś wielkimi przyjaciółmi, ale świetnymi kolegami na pewno. Zresztą bardzo dobrze czuliśmy się we własnym towarzystwie, zawsze mieliśmy tysiące tematów do przegadania i to wcale nie tylko żużlowych czy sportowych. Poruszaliśmy różne sprawy.
- Przez 30 ostatnich lat jako członkowie ,,Złotej drużyny Stali’’ corocznie 11 stycznia odwiedzanie grób Jancarza. Kim on dla Was był?
- Przywódcą, kapitanem, mentorem. Każdy oczywiście może mieć własną definicję, ale w mojej ocenie Edek był takim drogowskazem dla każdego z nas. Jestem przekonany, że gdyby go nie było, nie byłoby wielkiej Stali, nie byłoby nas. Owszem, pamiętam o innych wspaniałych nauczycielach, choćby Andrzeju Pogorzelskim, ale to Edek był dla nas wzorem, wyjątkowym sportowcem, nauczycielem. On był od nas trochę starszy, bardziej doświadczony, mocno już utytułowany. Stąd był osobą, na którą spoglądaliśmy z wielkim szacunkiem. Dlatego do końca naszych dni będziemy o nim pamiętać, zawsze będziemy odwiedzać jego grób przynajmniej dwa razy do roku - 11 stycznia i 1 listopada.
RB
Trzy pytania do Sławomira Sajkowskiego, nauczyciela fotografii w Zespole Szkół Kreowania Wizerunku w Gorzowie