2022-02-04, Trzy pytania do...
Trzy pytania do Andrzeja Ozgi, aktora, reżysera, piosenkarza
- Wyreżyserowana przez pana ,,Opowieść Wigilijna" cieszy się dużym zainteresowaniem widzów gorzowskiego teatru. Co ciekawe, powstało już wiele adaptacji oryginału napisanego w 1843 roku przez Charlesa Dickensa i wykonanie tego ,,na nowo" w taki sposób, aby zachęcić widzów wydaje się być niezwykle trudne. Czy faktycznie tak było i co okazało się największym wyzwaniem przy stworzeniu tego spektaklu?
- Osoby, które uważam za swoich mistrzów wpajały mi przekonanie, mało dziś popularne, że jeśli chce się coś zrobić naprawdę dobrze, to trzeba się trochę pomęczyć. Stąd podejście po raz kolejny do adaptacji utworu, z którym mierzyli się już inni twórcy traktuję nie jako kłopot, ale wyzwanie. To przecież niezwykle inspirujące opowiedzieć coś jeszcze raz zgodnie z literą oryginału, a jednak po swojemu. Zresztą na tym właśnie polega tak zwana ponadczasowość pewnych motywów, że dotykają w nas struny, które się nie zmieniają i wciąż warto na nowo je trącać grając swoją muzykę, której wartość - rzecz jasna - ocenia publiczność.
- Wcielił się pan również w rolę głównego bohatera Ebenezera Scrooge'a. Jak to jest wejść w skórę osoby, która dającym się lubić bohaterem pozytywnym, staje się dopiero w dalszej części spektaklu i czy czuje się pan w jakiejkolwiek części Ebenezerem?
- Chyba w każdym z nas jest jakaś cząstka Scrooge’a, chciwego egoisty, zamykającego oczy na sprawy innych, uważającego, że troszczyć należy się wyłącznie o siebie. Myślę, że te podłe cechy wykształciliśmy ewolucyjnie na marginesie lepszych uczuć, takich jak empatia, poczucie sprawiedliwości, radość dzielenia się z innymi. Rzecz w tym, że te gorsze też na przestrzeni dziejów bywały przydatne. Problem mamy wtedy, kiedy pozwolimy im nad sobą zapanować, a poważny problem, kiedy uznamy je za pożądaną, społeczną normę. Ta lepsza strona nas samych czuje podskórnie, kiedy sprawy świata przybierają zły obrót i wtedy śledzenie historii postaci takiej jak Scrooge działa na widzów oczyszczająco, nazwijmy to „terapeutycznie”. Tę rolę teatru dostrzeżono już za czasów tragedii greckich. Natomiast przeżywanie tego rodzaju terapii, niejako we własnym imieniu i w dodatku bardzo intensywnie jest wspaniałym przywilejem uprawiających sztukę aktorską. Słowem, rozpoczynanie dnia, kiedy przykładowo spektakl gramy rano, od „zabijania” w sobie Scrooge’a jest bardzo przyjemne.
- Jak ocenia pan współpracę z zespołem gorzowskiego teatru przy okazji realizacji ,,Opowieści Wigilijnej"?
- Zawsze z radością wracam na gorzowską scenę. Jako reżyser zrealizowałem tu, ze znakomitym zespołem pięć spektakli, z których każdy był dla mnie artystyczną przygodą. Tak było też z ,,Opowieścią Wigilijną’’, którą stworzyliśmy w trakcie pandemii w grudniu 2020 roku z nieodżałowanym, zmarłym kilka miesięcy później Krzysztofem Tuchalskim w roli głównej i z wiadomych przyczyn nie zagraliśmy ani razu przed publicznością. Rok później, wznawiając ten tytuł i zastępując Krzysztofa jako aktor, mogę poznawać kolegów w ich codziennej teatralnej robocie i razem z nimi cieszyć się powodzeniem spektaklu i żywiołowymi reakcjami publiczności.
Paweł Kamrad
Trzy pytania do Sławomira Sajkowskiego, nauczyciela fotografii w Zespole Szkół Kreowania Wizerunku w Gorzowie