2023-07-21, Trzy pytania do...
Trzy pytania do Bogusława Nowaka, byłego żużlowca Stali Gorzów
- Kim był dla pana ks. prał. Andrzej Szkudlarek?
- Poznaliśmy się w 1978 roku i po 45 latach znajomości mogę powiedzieć, że był dla mnie wszystkim. Niezawodnym ojcem, bratem, przyjacielem… Nigdy nie odmówił mi swojej posługi, nigdy nie odmówił swojej pomocy. Niedawno obchodziliśmy 50-lecie jego święceń kapłańskich, ale też 40-lecie bycia naszym kapelanem. Dla nas to bardzo ważne, zaczęliśmy to doceniać już po zakończeniu kariery. Od lat tworzymy bowiem jedną wielką rodzinę i ksiądz był tym spoiwem, który nas wszystkich połączył. Kiedy kluby się sprywatyzowały, to nawet nie mieliśmy gdzie się spotykać. I wtedy zaczęliśmy dostawać zaproszenia na parafię, gdzie byliśmy zawsze przyjmowani z ogromną serdecznością. A na plebanii obchodziliśmy wszystkie możliwe wydarzenia. Zarówno kościelne, jak i państwowe, a także nasze prywatne. Były śluby, chrzciny, komunie, ostatnio niestety, coraz więcej było też pogrzebów.
- Skąd w ogóle wziął się pomysł, żeby to ks. Andrzej Szkudlarek został kapelanem żużlowej Stali?
- To był trudny czas stanu wojennego i jako żużlowcy chcieliśmy mieć kapłana, który by nas duchowo wspierał. A że ks. Andrzej był kibicem żużla, przyjechał do Gorzowa z Zielonej Góry i kiedy mu zaproponowaliśmy, od razu się zgodził. Wiele klubów miało i ma swoich kapelanów, ale wydaje mi się, że tak wspaniałego i aktywnego to nie miał nikt. Wielką sprawą jest to, że corocznie staramy się zachowywać pamięć o byłych kolegach. Zarówno działaczach, jak i zawodnikach czy mechanikach. I nie mówię tylko o Edku Jancarzu, bo jego grób jest najbardziej odwiedzany, ale o wszystkich. Corocznie przed Wszystkimi Świętymi odwiedzamy blisko 40 grobów, gdzie odpalamy znicze, zawsze jest krótka modlitwa i ksiądz był zawsze z nami. Teraz pójdziemy sami odpalić świeczkę na jego grobie.
- W przeddzień odejścia księdza miał pan okazję z nim rozmawiać. Co pan zapamięta z tej ostatniej rozmowy?
- Rzeczywiście, zadzwonił do mnie w piątek około południa, ponieważ byłem wtedy w szpitalu na jednym z zamkniętych oddziałów. Zapytał się, jak się czuję i zapowiedział, że odwiedzi mnie w sobotę lub w niedzielę. Odpowiedziałem, że oddział jest zamknięty, a on powiedział, że sobie poradzi i będzie na pewno. Bardzo cieszyłem się na te odwiedziny. Kiedy w sobotę rano dowiedziałem się o nagłej śmierci księdza, niemal drętwiałem. Jesteśmy wszyscy załamani. Zostaliśmy sierotami. Nie wiem, kto teraz się nami zajmie… Nie będziemy mieli już takiego wspaniałego kapelana…
RB
Trzy pytania do Sławomira Sajkowskiego, nauczyciela fotografii w Zespole Szkół Kreowania Wizerunku w Gorzowie