2024-01-31, Trzy pytania do...
Trzy pytania do Barbary Latoszek, gorzowskiej malarki, członkini Robotniczego Stowarzyszenia Twórców Kultury
- Malujesz Gorzów. Jak wybierasz motywy do swoich prac?
- To chyba nie ja wybieram a serce (śmiech). Ja mówię, że się starzeję wraz z moim miastem. Tu się urodziłam nad brzegiem Warty i pewne ulice powstawały na moich oczach. I tej chwili, jak wędruję po moich ulicach, po moim mieście, gdzie widzę stary budynek z odsłaniającą się cegłą, mówię – to już jest moje. Zatrzymam to na akwareli i to tak pozostanie. Zwróć uwagę, że budynki się zmieniają. Powstają nowe elewacje, zmieniają się dekoracje, są cukierkowe, ale dla mnie są obce. Dlatego też staram się zatrzymać ten mój stary Gorzów.
- Ale wracasz do Landsbergu. Odtwarzasz Landsberg. Dlaczego?
- Tak, bo ja bardzo szanuję tych ludzi, którzy tu mieszkali. Mam na myśli tych, którzy po 1945 roku musieli stąd wyjechać. Oni tu mieli krótki czas, tu było ich dzieciństwo, ich życie. I mieli naprawdę krótki czas na opuszczenie tego miasta. To tak, jak moi rodzice mieli na Białorusi i przyszli na te ziemie. Dlatego ja rozumiem tych, którzy tu mieszkali przed nami. Przecież moje serce jest zatrzymane na ulicy Spichrzowej, w centrum. I dlatego też ja im współczuję i doceniam to, że mieli miasto, piękne, które zostawili nam. I dlatego je maluję. A jednocześnie malując, nie jestem starą babą po siedemdziesiątce, tylko staję się dzieckiem. Jestem dziewczynką. Może to dziwne, ale naprawdę tak jest.
- Jaka jest twoja metoda pracy?
- Wędruję po mieście, w tej chwili z balkonikiem ze względów zdrowotnych. Ale przez 50 lat miałam psy i brałam sobie dwa pieski, szkicownik i szłam sobie w miasto. Nie bałam się, bo miałam wilczycę ze schroniska – Tinkę. To była potężna sunia, bardzo, bardzo łagodna, ale wyglądem potrafiła przestraszyć. I nawet takie gorzowskie chojraki mnie omijały. I było spokojnie, bo mogłam sobie szkicować. A teraz, po wielu latach, aby szkicować w przestrzeni to musi być odpowiednia pogoda. Jak jest, to z moją koleżanką Janeczką Jurgowiak maszerujemy po tych uliczkach. Ona ma swoje Zawarcie, ja mam swoje centrum. Najczęściej maluję z natury, bo powstaje inna jakość niż ze zdjęcia. Natomiast jeśli chodzi o Landsberg, to wiadomo, że potrzebne jest zdjęcie albo jakaś rycina. Korzystam z dokumentacji z Archiwum Państwowego, Biblioteki Wojewódzkiej, to jest baza do kolejnej akwareli. Ale malowanie z natury jest najlepsze. Bo ma się też kontakt z ludźmi. Bywa, że się spotyka ludzi, którzy kiedyś w danej kamienicy mieszkali. Czyli ja szkicuję, rozmawiam z nimi i znów powstaje coś nowego.
Renata Ochwat
Prace Barbary Latoszek pokaże Galeria Filharmonii Gorzowskiej od 30 stycznia do końca marca.
Trzy pytania do prof. dr. hab. Dariusza Aleksandra Rymara, dyrektora Archiwum Państwowego oraz wydawcy Nadwarciańskiego Rocznika Historyczno-Archiwalnego