2025-01-13, Trzy pytania do...
Trzy pytania do Aleksandra Zuchowicza, tenora, śpiewaka operowego
- Panie Aleksandrze, to była już kolejna pana wizyta w Gorzowie. Jak się panu u nas występuje?
- Dzień dobry państwu (śmiech). Był to chyba mój czwarty albo piąty występ w Gorzowie, w Filharmonii Gorzowskiej. Uwielbiam tutaj wracać. Bardzo lubię klimat tego miasta i ogólnie klimat, który panuje w Filharmonii. To niezwykłe miejsce. Wszyscy państwo dokładacie wszelkich starań, żebyśmy, my artyści przyjeżdżający tutaj czuli się jak najlepiej i tak też się czujemy. To był mój kolejny występ i mam nadzieję, to jest takie moje życzenie, że nie ostatni, a wręcz przeciwnie, że ten występ noworoczny będzie trampoliną do kolejnych spotkań tutaj. A tak naprawdę, to w Gorzowie Wielkopolskim, jako w mieście i w klimacie tutaj panującym zakochałem się już w trakcie studiów na Akademii Muzycznej w Łodzi, czyli to było paręnaście lat temu, bo skończyłem studia w 2009 roku. W Gorzowie spędzałem z moimi przyjaciółmi, śpiewakami operowymi, coroczne wakacje. Teatr imienia Osterwy był miejscem, w którym odbywały się kursy wokalne, organizowane przez panią profesor Ewę Iżykowską, którą z tego miejsca serdecznie pozdrawiam. I pozdrawiam też dyrekcję teatru, bo wiem, że dyrekcja sprzed lat jest cały czas miłościwie panującą. Świetny to był czas, naprawdę znakomicie wspominam te chwile, co weekend w sumie organizowaliśmy w Teatrze Letnim, koncerty otwarte dla gorzowian.
- Śpiewał pan w Filharmonii w sylwestrowym wydaniu „Księżniczki czardasza”, potem w „Śnieżce 2.0”, a ostatnio prowadził pan koncert karnawałowy. W jakim repertuarze pan się czuje najlepiej?
- Ogólnie staram się być artystą wszechstronnym i tenorem wszechstronnym. Ten ostatni koncert także prowadziłem. Nie boję się żadnych wyzwań. I operetka, i opera są bliskie mojemu sercu i bardzo chętnie je wykonuję. Jednak od dwóch lat zająłem się też konferansjerką, czyli formą, której zazwyczaj śpiewacy nie wykonują. Mam nadzieję, że moje prowadzenie i śpiewanie przypadło gorzowiankom i gorzowiankom do gustu.
- Od zawsze pan wiedział, że chce śpiewać?
- Od zawsze wiedziałem, że chcę być artystą scenicznym, od zawsze, od małego dziecka. Czy to będzie scena operowa, czy scena dramatyczna, było mi z gruntu obojętne. To się sprecyzowało chyba w klasie naturalnej w liceum. Natomiast to, że wyląduje na scenie i że moje losy będą związane ze sceną teatralną operową było dla mnie jasne od drugiego roku życia. Pamiętam, że jako dwuletni chłopiec na imieninach u babci czy u dziadka śpiewałem arię Jontka z opery Halka, ,,Szumią miody na gór szczycie” (śmiech). Tekst oryginalny jest oczywiście – „Szumią jodły na gór szczycie” a ja śpiewałem - szumią miody i tak sobie wyobrażałem takie dwa słoiki z miodem stojące na szczytach gór. Zupełnie do mnie to nie dochodziło, co to oznacza, ale właśnie w drugim roku życia zacząłem już śpiewać. Mój tata jest wielkim fanem tenorów i muzyki operowo-operetkowej. Można zatem powiedzieć, że w sumie wyssałem tę muzykę, że tak powiem, z mlekiem matki i z pasji taty, bo tata karmił mniej i siostrę od szczenięcych latek muzyką klasyczną po prostu. Tak to miało być. Ale z drugiej strony chciałem przez długi czas być księdzem. Cały czas uważam obrzędy liturgiczne kościoła rzymsko-katolickiego za jedne z piękniejszych form teatralnych. Bardzo mnie to fascynuje. Uwielbiam dźwięk dzwonów, który jest dla mnie najpiękniejszą muzyką. Jednak zostałem śpiewakiem i aktorem.
Renata Ochwat
Trzy pytania do Darii Lukianovej, współwłaścicielki Centrum Migranta w Gorzowie