2025-10-27, Trzy pytania do...
Trzy pytania do Roberta Piotrowskiego, historyka, regionalisty
- Zasiadasz od niedawna w nowym zarządzie Stiftung Brandenburg. Co to jest za organizacja i czym się zajmuje?
- Moja nowa funkcja jako jedynego polskiego członka gremium jest doradcza, wspierająca i czysto społeczna. Fundacja i jej siedziba, czyli Haus Brandenburg w pobliskim Fürstenwalde – to trzeba tu gorzowianom na wstępie dopowiedzieć – wprost kontynuuje działalność także znanych nam landsberczyków. Nadal przecież pamiętamy ciepło takie osoby jak panie Ursulę Hasse-Dressing, Christę Greuling czy pana Dietricha Handta. Oni tworzyli organizację B.A.G. Landsberg, czyli stowarzyszenie byłych mieszkańców. Potem powołano w jej ramach Fundację Landsberg, która po różnych zmianach weszła w skład właśnie Fundacji Brandenburg, instytucji, która miała w zamyśle być centrum dbania o historię sprzed 1945 naszej części historycznej Brandenburgii i dalszej współpracy ze stroną polską. To obecnie w postaci właśnie Domu Brandenburskiego miejsce, gdzie gromadzone są i fachowo opracowywane zbiory dotyczące życia i działań poprzednich mieszkańców, byłych organizacji powiatowych z tych terenów. W tym również cenne kolekcje tworzone przez dekady przez landsberczyków w Herfordzie. To tym samym w naszej perspektywie miejsce i partner, które powinny być ważne dla tej części obecnego województwa i aż prosi się o wspólne projekty z korzyścią dla obu stron. Marnowanie takiego potencjału opartego na wspólnym dziedzictwie byłoby niewybaczalne…
- Zajmujesz się nie tylko historią, ale i teraźniejszością. Opowiadałeś ostatnio o tym dla ogólnopolskiego miesięcznika ,,W podróż’’. Na co postawiłeś akcent?
- Tak, dokładnie. Intercity PKP, wydawca miesięcznika „W podróż”, poprosił mnie o kilka słów na temat mojej działalności, czyli o zajmowaniu się historią Gorzowa. Mówię w tym wywiadzie o tym, jak to stałem się regionalistą niechcianym, takim trochę partyzanckim jednak. Tekst ukazał się w już dostępnym miesięczniku październikowym, gdzie Gorzowowi poświęcono wiele miejsca, a na okładce jest fontanna Pauckscha. To wielka promocja miasta, jakoś niedostrzeżona tutaj… Warto też zauważyć, że miasto występuje tu choćby z Barlinkiem i Międzychodem. A niekoniecznie z obecnie administracyjnym kontekstem, a to pokazuje, że walor turystyczny, krajoznawczy i może po prostu naturalny ludzki wymiar, nijak się mają do forsowanej, chyba jednak nietrafionej „tożsamości” wojewódzkiej. Coś czuję, że zarzucona niestety identyfikacja nasza to raczej „Ziemia Gorzowska” i po prawdzie jesteśmy ową przystanią tu na Kresach Zachodnich. Wracając do miesięcznika – taka zewnętrzna perspektywa opisania nas przez ogólnopolską optykę powinna skłonić do refleksji. Ale czy można na nią liczyć…
- Skoro fontanna i opis miasta oczami obcych, to jak oceniasz koncepcję rewitalizacji Starego Rynku, jaka się ostatnio pojawiła?
- Dostrzegam tylko jeden, jeden jedyniutki pozytyw. Taki, że wreszcie usankcjonowano, uświęcono i mam nadzieję, że ostatecznie potwierdzono, że jest tu Stary Rynek. Żadne inne nawy, żadne inne jakieś erzace, bo to Stary Rynek. Wszystko inne w tym temacie natomiast, to przerażenie, bo po prawdzie można przestać rozumieć świat. Rewitalizacja oznacza ożywienie, przywrócenie do życia. A tu?! Czy może jednak mamy szykować się na jakąś grupę rekonstrukcyjną z towarzyszem Wiesławem na czele, który będzie butem walił w mównicę? Czy o co chodzi? Bo nie bardzo rozumiem, jaki sens jest przyoblekać w pseudopeerelowski garnitur otoczenie Starówki, co to ma w ogóle przynieść? Rewitalizacji nie przyniesie, promocja zdecydowanie negatywna w całym kraju, chyba że chcemy tutaj witać ponownie osoby przybywające od Gorzowa, tak jak w swojego czasu po to, aby zobaczyć Dominantę. Jeśli chcemy uzyskać efekt – Gorzów stolica makabry, to dobry krok. I oto paradoks, ja będę bronił teraz tego garniturku, w który w latach 90. XX wieku przyobleczono bloki z lat 50./60. Wówczas trochę się z tego śmialiśmy, ale się okazuje, że może być tylko gorzej…
Renata Ochwat
Trzy pytania do Roberta Piotrowskiego, historyka, regionalisty