Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Marii, Marzeny, Ryszarda , 26 kwietnia 2025

Zapomniałam o Rychu…

2014-07-31, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Szlag, jak to się mogło stać? To chyba przez ten afrykański upał i przez to, że walczę o życie w tej pogodzie, zapomniałam o 20. rocznicy śmierci Ryszarda Riedla, znaczy Ryśka z Dżemu przez fanów i zespół zwanego Rychem.

A przecież latałam na wszystkie ich, znaczy Dżemu koncerty, zresztą tak, jak i na koncerty Republiki, Perfectu, całej alternatywy. Pamiętam, jak pierwszy raz patrzyłam na charyzmatyczną osobowość Rycha i mnie wówczas smarkatej, trudno było zrozumieć, o co w tym chodzi. Dopiero zaczynałam swoją podróż z muzyką. Podróż trudną, bo żadnych wskazówek znikąd nie było. Nie pochodzę z muzycznego domu, nie było tradycji słuchania w skupieniu muzyki. Klasyki z mojej rodziny nie słuchał nikt. A jak w tamtych czasach wyglądały lekcje pod nazwą „wychowanie muzyczne” w małej szkole podstawowej w malutkim i dość skłóconym miasteczku w widłach Warty i Obry, to lepiej zapomnieć. I tak cud wielki na niebie się wydarzył, że melomanką i to mocno zapaloną zostałam.

Pamiętam mój ostatni koncert Dżemu, wtedy już więcej wiedziałam, widziałam i posłuchałam. Było to w klubie Słońce w Poznaniu. I pamiętam, że jak Rychu wszedł na scenę, to wśród fanów poszło głośnym szeptem – No szlag (w oryginale było inne słowo, z łaciny przejęte, ale nie nadaje się do używania w szacownym portalu), Rysiek sobie zęby wstawił. I tak z tą whisky, cegłą, pawiem i zębami Ryśka przetrwaliśmy ten koncert. Określenie jest nie bez kozery.

A potem, pamiętam jak dziś, stałam w krótkim ogonku po zielsko do jedzenia, a pani sklepowa miała radio włączone, a było to w miasteczku koło kirkutu największego w pasie Ziem Zachodnich, kiedy usłyszałam, że właśnie oto Ryszard Riedel, lider  zespołu Dżem z Chorzowa nie żyje. I ja wtedy głośno powiedziałam historyczną dziś frazę  (znajomi z tej kolejki, a tam wszyscy się znają, do dziś mnie ją przypominają) – Jasna cholera, a tak niedawno sobie zęby wstawił. I do dziś, choć minęło dokładnie 20 lat, jest mnie z tego powodu okropecznie przykro i wstyd. Tej durnej myśli, tego głupiego stwierdzenia. No cóż, wydarzyło się, trzeba w końcu się z tym pogodzić.

A potem mijały lata, powstawały filmy, ot choćby fenomenalny Skazany na bluesa Jana Kidawy-Błońskiego z Tomaszem Kotem jako Rychem czy rewelacyjne książki Jana Skaradzińskiego Rysiek oraz Ballada o dziwnym zespole, i serce wielkiej fanki za każdym razem bolało i boli. Bo Ryszard Riedel, tak do niego tylko osobisty ojciec gadał, zresztą przez długi czas ogłupiały ormowiec, chyba tak naprawdę był pierwszym muzykiem, który w świetle jupiterów wykańczał się z tego oto durnego, śmiertelnego uzależnienia. Ja wtedy za młoda i za głupia byłam, aby to dostrzec i zrozumieć. Musiało upłynąć wiele, wiele wody we wszystkich rzekach świata, aby klocki na miejsce się ułożyły. Minęło 20 lat, a ja …zapomniałam.

Nadredaktor wybaczy, że zamiast o mieście na siedmiu wzgórzach, piszę dziś o wokaliście, który mi szalenie bliski był i nadal jest. I choć minęło już 20 lat od jego śmierci, to nadal myślę, że za szybko. Kilka lat temu, a dokładnie w nocy z 3 na 4 maja 2007 roku umarła Małgorzata Riedel ‒ żona Ryśka, Gola znaczy, jak ją nazywał Rychu, fani i pół Chorzowa. I wtedy ostatecznie skończyła się legenda. Choć po prawdzie żyją dzieci, syn Sebastian robi jakąś karierę i córka Karolina. Ale jak Goli zabrakło, zabrakło i tego kogoś, kto, choć gehennę przeszedł, to jednak legendę podtrzymywał. No i zostaliśmy my fani, też coraz bardziej starzejąca się ekipa. Ale póki co, to jednak będziemy pamiętać.

No i znów nie bardzo można labidzić na to, co za oknem. Zwyczajnie nie wypada w takim kontekście. Bo już jutro znów warszawskie dzieci pójdą w bój, bo o 17.00 zawyją syreny w całym kraju, w mieście na siedmiu wzgórzach na cmentarzu przy Żwirowej ruszą oficjalne uroczystości 70. rocznicy Powstania Warszawskiego (błąd ortograficzny świadomy), które przygotowali żołnierze ze Światowego Związku Byłych Żołnierzy Armii Krajowej.

Ci, co na Żwirową się nie wybiorą, mogą na chwilę się zatrzymać, wstać i nieruchomo przez minutę oddać hołd temu ostatniemu romantycznemu powstaniu, które stało się hekatombą polskiej inteligencji, obróciło w perzynę stolicę, ale paradoksalnie stało się też znakiem, że walczyć trzeba i to do końca, choćby trzeba było zapłacić tak wielką daninę z krwi, ale i też inteligencji.

Ja jutro we własnym domu włączę sobie płytkę z piosenkami powstańczymi, które zresztą znam na pamięć, bo harcerska tradycja kiedyś sprawiła, że się nauczyłam (wszak z czarnej dziewiątki skwierzyńskiej imienia właśnie Szarych Szeregów jestem, a trochę ludzi w mieście nad trzema rzekami pamięta czarną drużynę z małego miasteczka opodal kirkutu), o 17.00 zapalę świeczkę i sobie w cichości własnego domu popłaczę, kiedy będę oglądać migawki z obchodów. Jakoś tak jest, żem płaczliwa się ostatnio zrobiłam.

A na labidzenie zawsze jest czas, zresztą chciałam sobie polabidzić o ryneczkach w mieście, jak choćby o tym planowanym na skrzyżowaniu Wełnianego Rynku i Hawelańskiej, ale pięć razy lepiej ode mnie uczynili to już Nadredaktor i Jurek Kułaczkowski, więc po co się powtarzać. Wystarczy na portalu naszym poszukać. A dodam, że warto.

P.S. 1. Dziś w katedrze o 19.00 kolejna edycja Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Organowej i Kameralnej „Muzyka w Katedrze”. Wystąpią ‒ Ludger Starke (Niemcy) ‒ trąbka, Christoph Ostendorf (Niemcy) – organy.

P.S. 2. Tego dnia dowódca AK, gen. Tadeusz Bór-Komorowski (nota bene osobista rodzina prezydenta RP Bronisława Komorowskiego, jak i pewna łączniczka i sanitariuszka, która w czasie powstania opatrywała pana Rajmunda Kaczyńskiego – ojca śp. Lecha, prezydenta RP i jego brata Jarosława, lidera PiS, pani Halina Hołownia, z domu Wołłowicz, pseudonim powstańczy Rena, była z prezydentem, gdy ten  prezydentem Niemiec Joachimem Gauckiem dwa dni temu otwierał okolicznościową wystawę w Berlinie poświęconą właśnie powstaniu) wydał rozkaz rozpoczęcia 1 sierpnia Powstania Warszawskiego.

W 1955 roku w Warszawie rozpoczął się V Światowy Festiwal Młodzieży i Studentów. Niejakim pokłosiem tego jest kolekcja Arsenału 1955 roku, czyli najważniejszy zbiór malarstwa współczesnego, jaki jest w mieście nad Wartą, Kłodawką i Srebrną. Oglądać można w Spichlerzu, a do powstania unikatowej kolekcji ręce i serce dołożyli przede wszystkim ówczesny dyrektor muzeum Zdzisław Linkowski oraz Jacek Antoni Zieliński, artysta, krytyk sztuki i koneser tego, co koledzy w swoich pracowniach mieli.

W 1954 roku włoska ekspedycja pod kierownictwem Ardito Desio po raz pierwszy w historii zdobyła szczyt K2 w paśmie Karakorum. To jest druga góra na Ziemi pod względem wysokości i nie bez kozery zwana mordercą himalaistów. To tam zaginęła w  maju 1992 roku Wanda Rutkiewicz, najwybitniejsza polska himalaistka. Jej mama do końca nie wierzyła, że córka oddała życie na najbardziej nieprzyjaznej górze świata. Ale też i górze marzeń każdego, kto uprawia alpinizm i himalaizm.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x