2012-08-02, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Od lat byłam całym sercem za budową sali koncertowej w Gorzowie. Takiej z prawdziwego zdarzenia, z dobra akustyką i przyjazną atmosferą. Kiedy usłyszałam, że powstanie filharmonia, serce moje ucieszyło się jeszcze bardziej. Ale kiedy instytucja zaczęła działać, emocje opadły i zadziwieniem zaczęłam się przyglądać temu, co tam się dzieje. I kiedy kilka dni temu usłyszałam o akcji - głosujcie na filharmonię w ramach konkursu Samorządowe Notowania Europejskie, powiedziałam – nie, a co więcej będę przekonywać innych, aby tego nie robili. Dlaczego? Z kilku powodów.
Po pierwsze choćby z tego, że kiedy w ubiegłym roku instytucja urządziła konkurs filmów o muzyce i zaprosiła Wandę Wiłkomirską, to w grodzie nad Wartą nie wiedział o tym nikt. Dla tych, co są średnio zorientowani wytłumaczę, że pani profesor Wanda Wiłkomirska jest jedną z największych skrzypaczek współczesnych czasów. To tak, jakby nagle do Gorzowa przyjechał Krzysztof Penderecki, Madonna, jeśli chodzi o pop, czy Usain Bolt, jeśli chodzi o sport. To taka osoba, przed która się klęka z podziwu niczym przed brytyjską królową.
Po drugie instytucja prowadzi dla mnie kompletnie niezrozumiałą politykę informacyjną. O ważnych wydarzeniach media, a za tym i fani, dowiadują się w ostatniej chwili.
Po trzecie Filharmonia, choć ze szczętem instytucją samorządową jest, prowadzi tajemniczą gospodarkę finansami. Nie wiadomo, ile tak naprawdę pieniędzy z miejskiej kasy idzie na działalność artystyczną, ile na administrację, a ile na mieszkania dyrektorskie. Bo pytania o te wydatki dyrekcja skwitowała określeniem – niegrzeczne pytania. Przypominam więc, to miejska kasa i każdy ma prawo wiedzieć, na co wydany został każdy najmniejszy grosik.
Po kolejne – choć tam zatrudniony jest cały tłum ludzi, to wszystko jest jakieś takie byle jakie. Jak wziąć do ręki program, to ręce opadają, nazwiska kompozytorów pisane w wersji niemieckiej, czyli J. S. Bach, choć jest to wbrew polskiej normie językowej i zwykłej grzeczności, przecinki ustawione są na zasadzie – wziął ktoś ich garść, rzucił w powietrze i lećcie sobie, gdzie chcecie. Jak po koncercie muzycy dostają bukiety, to całe naręcze kwiatów niesie jedna panienka ustrojona kompletnie nie do okazji i rozdaje je jak leci.
Choćby z tych powodów instytucja ta nie zasłużyła na jakiekolwiek nagrody, przynajmniej na razie. Ale głosowanie jest internetowe, więc na pewno się uda.
I będzie to kolejny nadmuchany ponad miarę balon, podobnie jak w poprzednich konkursach, gdzie gród nad Wartą znalazł się wśród największych atrakcji turystycznych, podobnie jak i zagracony do nieprzytomności Bulwar Wschodni. Szybko nadmuchane balony, które równie szybko pękają.
Wiem i rozumiem, że trzeba walczyć o promocję, ale nie takimi metodami, nie głosowaniami w internecie. Może warto popatrzeć na sąsiedzki Kostrzyn nad Odrą, może gorzowscy urzędnicy powinni spotkać się ze tamtejszymi specjalistami od promocji. Bo akurat Kostrzynowi promocja się udaje i to bez sztucznych balonów działających w internecie.
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.