2012-08-06, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Miało być o sztuce i wojnie, więc będzie. Bo walka sportowa jest właśnie jednym i drugim, sztuką możliwości człowieka i wojną o jak najlepszą pozycję, wynik, rekord, mistrzostwo.
Dlatego też pewno do wyjątków nie należę, i jestem w szerokiej rzeszy oglądach igrzyska olimpijskie w Londynie. Oglądam co się da i kiedy tylko mogę. Oczywiście serce żywiej bije, kiedy walczą Polacy. Tak też było w sobotę, kiedy nasi siatkarze gromili Brytyjczyków.
Oprócz wzruszeń sportowych były też i lokalne. Przywykłam do tego, że w halach, gdzie nasi grają, wiszą transparenty kibiców z całego kraju. A to jakaś Bydgoszcz, Tarnów, Pisz czy inne miasta i miasteczka.
Nikt mnie jednak nie uprzedził, że zobaczę biało-czerwoną flagę z napisem „Gorzów”. Bo co jak co, takie transparenty nie zdarzają się często, nawet na topowych zawodach na żużlu, które też zresztą oglądam, tak często jak się da. A wiem przy okazji, że spora grupa kibiców jeździ na takie zawody.
Tym razem kibice z grodu nad Wartą też zaznaczyli swoją obecność w mieście nad Tamizą. Co prawda transparencik nie był imponujących rozmiarów, wisiał sobie gdzieś tam w przysłowiowym kącie, ale był.
I to, przynajmniej jak dla mnie, podniosło temperaturę meczu. Fajnie jest, kiedy na ważnych, bardzo ważnych wydarzeniach sportowych widzi się taki transparent. Człowiek od razu zupełnie inaczej patrzy na to, co się tam dzieje. Bo ma świadomość, że naszym kibicują ziomkowie, których stać na to, aby pojechać do stolicy Zjednoczonego Królestwa i zdzierać gardła za polskimi siatkarzami.
Oby tak dalej, tylko może warto zaopatrzyć się w nieco większy transparencik, żeby zrównać się z tymi Bydgoszczami i Piszami.
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.