2012-08-15, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Jeśli wszystko pójdzie dobrze, czyli powstaną nowe ulice, komisja nazewnicza, bo takowa jest, nie będzie miała nic na przeciw, a potem zgodzą się radni, to nasze miasto ma szansę zyskać fantastycznych patronów ulic. Zastrzegam kolejny raz, że jest to wyłącznie moja opinia, robię tak na wszelki wypadek, bo po ostatnich doświadczeniach boję się, że znów ktoś sobie coś głupiego pomyśli.
Otóż na rozpatrzenie i przychylność czekają takie kandydatury: prof. Zofia Kuratowska, wybitny polityk, uczestniczka obrad Okrągłego Stołu, niemniej wybitny lekarz - specjalista hematolog, pierwsza w kraju napisała o AIDS. W kolejce czeka też Irena Sendlerowa, bohaterka II wojny światowej, która uratowała setki ludzkich istnień – żydowskich dzieci, a potem żyła w biedzie i zapomnieniu. Dziś jako Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata ma drzewko w Instytucie Yad Vaszem w Tel Awiwie, w śród kilkudziesięciu szkół, których jest patronką, jest też Liceum Ogólnokształcące w Skwierzynie, mój macierzysty ogólniak zresztą.
Listę uzupełnia Marek Edelman, ostatni dowódca powstania w warszawskim getcie żydowskim, człowiek legenda, którego chyba przedstawiać nie trzeba. Lada moment do szacownego grona oczekujących dołączy także Christa Wolf, pisarka, najwybitniejsza, jaka pochodziła z naszego miasta. Napisała „Wzory dzieciństwa”, w których opisała przedwojenny Landsberg. Była znana i ceniona na całym świecie. Pomysłodawcą tych patronów jest dr Paweł A. Leszczyński, prawnik, wykładowca Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej i radny drugiej kadencji. Swoje wybory uzasadnia bardzo prosto – to wielcy, szacowni ludzie, ich obecność w mieście tylko go nobilituje. I ja się z taką definicją zgadzam. Trzymam mocno kciuki, żeby sprawę się udało w miarę szybko przeprowadzić. Bo naprawdę wolę mieć takie osoby za patronów niż jakieś morele czy antracyty, cokolwiek to zresztą znaczy. A jak jeszcze mecenasowi Jerzemu Synowcowi uda się postawić pomnik właśnie Christy Wolf, to zupełnie uwierzę, że mieszkam w światłym, europejskim mieście, a nie w grajdole, który żyje tylko wojenkami gorzowsko-zielonogórskimi, którym zresztą nie warto poświęcać uwagi.
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.