2012-08-17, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Mam na myśli współpracę i porozumienie pomiędzy różnymi religiami i mniejszościami narodowymi. Piszę to w kontekście bardzo ważnej, historycznej wręcz wizyty patriarchy Cyryla I, zwierzchnika rosyjskiej cerkwi. Ze wzruszeniem oglądałam w telewizji pierwsze godziny wizyty tego ważnego dostojnika i słuchałam słów, które w ustach niektórych polskich hierarchów mnie mocno dziwiły. No cóż, takie czasy, że i katolicki beton się zmienia, i tylko się cieszyć z tego należy.
I w tej samej sekundzie naszła mnie refleksja, że przecież u nas w Gorzowie takiego typu współpracę i porozumienie mamy od lat. Przecież to kilka poważnych lat temu ksiądz Bazyli Michalczuk z prawosławnej cerkwi najpierw się uparł, że wybuduje nowy obiekt sakralny, a potem przy pomocy Aleksandra Lewczyszyna powołał tam chór Sotiria. No i mógłby sobie chór śpiewać podczas niedzielnych mszy, ale ambicją obu było pokazanie go gorzowianom. No i dzięki temu przynajmniej dwa razy do roku można posłuchać cudnej muzyki cerkiewnej. A ostatnio śpiewały tam zespoły biorące udział w Ogólnopolskim Przeglądzie Zespołów Muzyki Dawnej. I też przyszedł taki tłum, że ludzie stali pod ścianami i gdzie się tylko dało. A tak przy okazji warto a nawet trzeba dodać, że w Sotirii śpiewają kobiety zarówno prawosławnego, jak i katolickiego wyznania i nikomu to nie przeszkadza.
Przecież to u nas i to dokładnie 2 lipca 1997 roku pastor Ulrich Luck wygłosił emocjonalne kazanie na temat pojednania. Dla tych, co nie pamiętają, przypomnę tylko, że pastor, urodzony zresztą w Gorzowie i jak sam mówił ochrzczony wodą z Warty, wszedł wówczas na katedralną kazalnicę, bo ewangelicy tak mają, że każą z kazalnic. Katolicy byli zaskoczeni, ale to było przyjazne zaskoczenie.
Takich przykładów są dziesiątki. I to jest fantastyczna rzecz, która ten zaniedbany, zapyziały ostatnio Gorzów jakoś wyróżnia. Może wszystko się dzieje w ten sposób, bo nie mieszają się do tego urzędnicy i inni oficjele, a może w ludziach jest po prostu taka potrzeba.
I na koniec – Gorzów jest jedynym mi znanym miastem, gdzie pokojowo współmieszkają ze sobą Polacy i Romowie, wszędzie indziej dochodzi do zatargów i złośliwości, tylko u nas nie. I dzięki Bogu, oby tak dalej.
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.