2012-10-26, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Zdaje się parę razy już napisałam, że drażni mnie robienie wielkiej polityki w Radzie Miasta. Uważam, że rada jest do pracy, a nie od polityki. I kolejny raz szlag mnie trafił, kiedy przeczytałam o dokonaniach radnych po ostatniej radzie. Mam na myśli jednak wybór trzeciego wiceprzewodniczącego, którym został mój przesympatyczny kolega Jakub Derech-Krzycki (znam do od czasów, kiedy był nastolatkiem, osobiście zmusiłam go do walki o uczestnictwo w rejsie do Ameryki. Udało się, popłynął). Jak widać, nie mam nic do osoby, tylko do zadziałań. Kilka dni temu przeczytałam, że trzeci wiceprzewodniczący właściwie nie jest potrzebny, bo rada mała i pracy wystarczy dla jednego przewodniczącego i jego dwóch zastępców. Adwersarze odpowiedzieli, że taki jest regulamin rady i koniec. Trzeci wice ma być. A nie prościej było ten regulamin w tym jednym punkcie zmienić? Nie, bo liczy się kasa i głupie partykularne kolesiowskie układy. Bo moim zdaniem do tego się to wszystko sprowadza. Nie liczą się zasługi dla miasta, ale owa polityka i blask mediów.
Na tej samej radzie Wysoka Rada uchwaliła także podwyżkę podatków od nieruchomości – powód – trzeba podratować miejską kasę, bo a nuż będą potrzebne pieniądze na inwestycje. A może raczej trzeba pomyśleć o obniżce diet radnych, albo idąc jeszcze dalej, o ich likwidacji. Zobaczymy wówczas, ilu działaczy samorządowo-partyjnych zechce pełnić ten mandat społecznego zaufania. Już widzę te długie listy kandydatów i chętnych.
No nic to, na wkurzenie najlepsza jest dawka dobrej rozrywki. Dlatego też idę dziś na koncert Torun Ericksen, spotkam znajomych, posłucham koncertu. Mam tylko nadzieję, że żadnych urzędników i radnych tam nie spotkam, bo stopień wkurzenia na razie jest wysoki.
A o tym benefisie, to innym razem.
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.