2012-11-20, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
	Przynajmniej tak było ze mną wczoraj w Teatrze Osterwy. Od pierwszych taktów koncertu Josha Redmana wiedziałam, że to właśnie to. Żadna płyta, żaden Internet nie zastąpi kontaktu na żywo. Cała szczelnie wypchana ludźmi sala poddała się magii gry tego fantastycznego muzyka. A Redman robił z publicznością, co chciał. Najpierw przywalił masą dźwięku i fantastyczną solówką na tenorze. Potem zaczarował przepiękną liryczną balladą graną piano i mezzoforte. A potem się przeplatały utwory – szybkie, z zapierającymi dech popisami poszczególnych muzyków z lirycznymi, wolnymi kołyszącymi. Bo taką muzykę gra Joshua Redman, łączy jazz tradycji, mainstreamu z bardzo nowoczesnymi rozwiązaniami. – To czysta matematyka. My w Europie jeszcze tak nie potrafimy grać i długo nie będziemy umieli – komentował po koncercie Tomek Adamczak, zaprzyjaźniony saksofonista z Zielonej Góry. Inny muzyk dodawał, że dawno nie słyszał, aby grać dźwięki w takiej kolejności: piano, piona, mezzoforte, piano, piano. A inni muzycy liczyli podczas koncertu, na ile on gra, bo w tradycyjnym stroju na cztery nie zagrał ani razu. Redman i spółka grali cały czas w łamanych, bardzo mocno łamanych i przez to szalenie atrakcyjnych rytmach. – No było nawet na 11 – przyznawał Bartek Pernal, gorzowski puzonista, który na koncert przyjechał specjalnie z Wrocławia. Przyznam, że też liczyłam, ale jak sięgnęło pod 10, to przestałam. Pomyślałam sobie – przecież to niemożliwe. Nikt tak nie gra. No i druga refleksja mnie naszła, że przecież ja tak po prawdzie liczyć nie umiem, więc dałam sobie spokój. Ale jednak chyba dobrze  kombinowałam.
	Zachwyt, czar, magia, zresztą sami sobie państwo wymyślcie kilkadziesiąt różnych przymiotników na tak, i wszystkie będą pasowały.
	Redmanowi na scenie towarzyszyli Aaron Parks – fortepian, Matt Penman – kontrabas i Eric Harland – perkusja. To nazwiska, jakie wypada znać, bo combo bylo wyborne, nie tylko od muzycznej strony. Sam Redman w ciepłych słowach mówił o naszym mieście, stwierdził, że stare ono jest, bardzo mu się podoba i chodzenie po takich starych ulicach jest bardzo inspirujące i dla niego oraz kolegów było dużym wydarzeniem oraz energią. Muzyk bardzo ciepło patrzył na chmarę dzieciaczków z „Katolika” – słuchaczy Małej Akademii Jazzu, które gęsto obsiadły schody wiodące na scenę teatru. Parę razy im pomachał, uśmiechnął się do nich. A jego perkusista Eric Harland po koncercie przybił z nimi piąteczkę, a jednego szczęśliwca nawet przygarnął do ostatnich oklasków. Bo też i tacy ci muzycy są – fantastyczni, otwarci, bez zadęcia i samouwielbienia. Po prostu, fajne chłopaki.
	No czapki z głów panowie przed prezesem Dziekańskim.
	Ale to nie koniec cudów tego wieczora. Otóż prezes, otwierając koncert, już zapowiedział, że za cztery miesiące zagra inny mag saksofonu - Kenny Garret, a za następnych dwa The Sindicate – tak, tak, legendarna formacja Joe Zawinula, który miał zagościć w mieście nad Wartą, ale nie zdążył.
	I to nie koniec cudów i magii. Otóż późno w noc w klubie pojawił się menedżer Redmana. Był tak oczarowany całym wydarzeniem, energią, przyjęciem przez publiczność i organizatorów, że zapowiedział kolejnego gościa. Otóż tak się fantastycznie składa, że jest on menago samej Dianne Reeves i Dziekański usłyszał, że tenże zrobi wszystko, aby ją do Gorzowa sprowadzić. A tym, którzy nie wiedzą, to podpowiem, że to jedna z trzech najważniejszych wokalistek jazzowych świata, sytuowana na równi z Diane Krall i Cassandrą Wilson.
	Tak, tak, cuda się zdarzają, marzenia się spełniają.
	Na koncercie pojawiło się sporo znamienitych gości, jak już wymieniłam, byli muzycy, goście z okolic. Ale był też sam szeryf TJ, to jest prezydent Tadeusz Jędrzejczak i jak donoszą jaskółki, dobrze się bawił. Znaczy, małostkowy nie jest i głosy krytyczne pod jego adresem po ostatnim wywiadzie w radiu przełknął i przyszedł posłuchać dobrej muzyki. Zresztą tajemnicą nie jest, że TJ jazz lubi i zna się na nim, bo sam w młodości i jeszcze kilka lat temu wstecz grał na perkusji. Mam więc nadzieję, że po tym koncercie już przestanie nazywać Dziekańskiego konsumentem kultury i wymagać produktów kultury. Bo akurat przygotowanie takiego eventu, że użyję modnego słowa, jak Gorzów Jazz Celebrations, to nie jest konsumpcja, to wielkie, dostrzegane wszędzie wydarzenie, które przynosi sławę temu miastu. Widzą to wszędzie, tylko nie na Okólnej. Szkoda.
	Ps. A o wycieczce po regionie, na którą się wybrałam ze znajomymi, napiszę jutro. Bo poczyniliśmy epokowe, ważne dla regionalistów odkrycie. Obiecuję.
 
         
         
         
         
         Czy te pancerne blaszane drzwi tam zostaną na zawsze? Czy też może to chwilowe rozwiązanie?
 Coraz bliżej Halloween, który ja osobiście lubię
         Coraz bliżej Halloween, który ja osobiście lubię
       
     
     
       
         
      Rozpoczęło się jesienne czyszczenie miasta
         Rozpoczęło się jesienne czyszczenie miasta
       
     
     
       
         
      Dyskusja wciąż trwa, zatem słówko jedno będzie
         Dyskusja wciąż trwa, zatem słówko jedno będzie
       
     
     
       
         
      Byłam w mieście, które się maks zmieniło
         Byłam w mieście, które się maks zmieniło
       
     
     
       
         
      Przerwa, a nie ma redaktora zastępczego
         Przerwa, a nie ma redaktora zastępczego
       
     
     
       
         
      No i się dowiedzieliśmy, że jesteśmy hejterami
         No i się dowiedzieliśmy, że jesteśmy hejterami
       
     
     
       
         
      Nieustanna pomoc jednemu klubowi
         Nieustanna pomoc jednemu klubowi
       
     
     
       
         
      Zawsze mnie zastanawiało, co się dzieje z książkami
         Zawsze mnie zastanawiało, co się dzieje z książkami
       
     
     
       
         
      Dyskusja jednak trwa i raczej trwać będzie
         Dyskusja jednak trwa i raczej trwać będzie