2012-12-14, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Już dawno miałam napisać, że nie będzie powtórki koncertu „Projekt Furman”. Powód bardzo prosty. Otóż następują zmiany w dynamicznym środowisku gorzowskiej alternatywy, ktoś odchodzi, ktoś dochodzi. No, ale tam tak zawsze było. Mimo wszystko szkoda. A piszę to, bo na pewnym forum natknęłam się na wpis, w którym autor mówi, że słuchał Alternatywnej Trójki, leciał tam miły psychodeliczny kawałek, a potem prowadząca oznajmiła, że to właśnie z „Projektu Furman”. Miło się człowiekowi robi, kiedy czyta takie rzeczy. Znaczy, że wysiłek naszej alternatywy zagonionej do pracy i zdyscyplinowanej przez Rafała Stećkowa nie poszedł na marne, tylko sobie gdzieś tam żyje na chwałę Poety, ale i miasta na siedmiu wzgórzach. Mnie jest szczególnie miło, bo od lat cenię poezję Kazimierza Furmana bardzo wysoko, od lat kilku także doceniam zadziałania gorzowskiej alternatywy. No i dla porządku domu przypomnę tylko, że pierwszy raz „Projekt Furman” (nieco inny skład tam wystąpił) zabrzmiał podczas Nocnego Szlaku Kultury na dziedzińcu Urzędu Miasta. Program przygotował Klub Myśli Twórczej Lamus ze Zbigniewem Sejwą na czele. Użyłam tamtej nazwy, bo wówczas palcówka tak się nazywała. Już wówczas okazało się, że warto było dołożyć wysiłku, bo powstało coś niebywale atrakcyjnego, na wysokim poziomie.
A teraz okazuje się jeszcze, że płyta „Furman” jest poszukiwanym i bardzo cenionym krążkiem. Kolejny raz gratulacje dla całej ekipy, że wyszło nie po gorzowsku, czyli porządnie.
A teraz będzie o aniołach. Otóż wiceszefowa fundacji Ad Rem Karolina Antczak-Gnutek zaprosiła mnie na anielską imprezę w Askanie. Ale udział w zlocie aniołów wszelakiej maści może wziąć każdy. Skrzydlate istoty zlatują się do Askany w sobotę w samo południe. W programie masa atrakcji, jak choćby konkursy na anielskie przebranie, konkursy na najsmaczniejsze faworki i pierniki, które nota bene trzeba ze sobą przynieść. Poza tym pokażą się organizacje samorządowe, pomocowe i inne takie, co tylko dobro na tym świecie czynią. Będzie muzyka i cudeńka, jakie w sam raz nadadzą się na prezenty pod choinkę. Ja tam mam w planie wpaść choć na chwilkę niewielką, bo przecież o 17.00 w Miejskim Ośrodku Sztuki wystawa Jarosława Modzelewskiego, a tego przegapić żadną miarą nie można.
No i w końcu słów parę o zadziwieniu. Otóż usłyszałam w pewnym lokalnym radio, że prezydent TJ jest za budową hali sportowo-widowiskowej, ale... nie teraz, nie już. No i z tego oto zadziwienia ręce mnie opadły. Pierwszy wielki budowniczy miasta, który nigdy nie miał oporów, żeby budować wielkie i nowoczesne obiekty, nagle sobie odpuszcza. Bo jak, tym razem rozsądnie, argumentuje, takie hale się nie bilansują ani w Częstochowie, ani w Zielonej Górze (bo szeryf języka zdążył zasięgnąć). No i po raz pierwszy od jakiegoś czasu doceniłam gospodarskie oko prezydenta miasta nad Wartą. Oczywiście, internet się zagotował, bo hala jest potrzebna, bo coś tam. Owszem, jest. Ale ma rację szeryf, kiedy tłumaczy, że miasta w chwili obecnej na to nie stać. Przypomnę, że magistrat musi zaciągnąć kolejny kredyt w wysokości 5 mln zł na pokrycie bieżących wydatków. Więc może dlatego spokojniej z tym obrzucaniem błotem prezydenta.
A tak swoją drogą, jeszcze dwa dni temu nie sądziłam, że napiszę pozytywnie o szeryfie znad Warty.
P.S. Jeden z zaprzyjaźnionych muzyków opowiedział mi o rozmowie, jaka odbył z wysokimi urzędnikami. I otóż dowiedział się, że Mała Akademia Jazzu jest przestarzałą metodą kształcenia. Dobry Boże, ty to słyszysz i nie grzmisz? Pozwolę sobie tylko przypomnieć wysokim urzędnikom, że podoba się ona wszystkim, co tu przyjeżdżają, z kraju i zagranicy, nawet tej odległej. A jak jest odbierana przez dzieciaki – pisze o tym Prezes Dziekański na swoim blogu. Polecam.
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.