2013-03-21, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
A chodzi mnie konkretnie o karuzelę w filharmonii. Karuzelę fotelową – żeby doprecyzować. Bo przecież każde odejście wiązać się musi z kosztami.
Przemiła znajoma zwróciła moją uwagę na to, że przecież przy każdym odejściu z pracy, firma ponosi jakieś koszty. W przypadku Krzysztofa Świtalskiego mogą one być znaczne. Bo kontrakt miał zawarty na pięć lat, na pewno w nim nie było o tym, że nie może dyrygować, lub tylko w sytuacjach awaryjnych. Po drugie ma prawo iść do sądu i myślę, że tak zrobi. No i wówczas może być różnie, tak jak choćby w przypadku Ewy Hornik, która sprawę wygrała i miasto musiało zapłacić odszkodowanie. No i z czyich pieniędzy? – no z naszych naturalnie, naszych wspólnych, znaczy się podatkowych.
Żeby przypomnieć, w krótkim czasie w Filharmonii mamy trzeciego dyrektora, odszedł z pracy Piotr Prysiażnik, który był koncertmistrzem i jest na tyle dobrym muzykiem, że pracuje w Berlinie. Cały czas w dziwnych okolicznościach przyrody pracuje pani Monika Wolińska, wybitna polska dyrygentka. Poza tym zapowiadane są zmiany – karuzela furczy tak, że trudno za nią nadążyć. Jaskółki już sobie dały pas, bo nie chcą połamania skrzydeł i innych nieprzyjemności. Pożyjemy, popatrzymy, zobaczymy.
No a teraz z innej mańki. A jednak AWF sprzedaje śliczny stadion lekkoatletyczny przy ul. Wyszyńskiego. Trochę szkoda, ale tak mnie zastanawia, komu może być potrzebny stadion sportowy i nic mnie do głowy nie przychodzi. No bo kluby w mieście mają swoje boiska, szkoły też. A ktoś prywatnie? Raczej wątpię, ale być może się mylę.
A teraz słów parę o jutrzejszej wystawie w Spichlerzu, a raczej o jej autorce. Otóż Ewa Żelazny-Machura przyjechała do Gorzowa aż z Kielc. Ma w swoim życiorysie przynależność do słynnego harcerskiego Błękitnego Szczepu Dzieci Gór. To w polskim skautingu jeden z najlepszych, porównywanych do warszawskiej Czarnej Jedynki czy też nieistniejących od ponad 30 lat Makusynów, nota bene założonych i prowadzonych przez Zbigniewa Czarnucha z Witnicy. Dodam, że akurat Makusyny działały w Zielonej Górze i do dziś w Winnym Grodzie są legendą.
Ale wracając do Ewy, poza tym, że maluje, pisze wiersze, to jeszcze jest Wikinką, no wiecie z Wikingów. Tak, tak, sama osobiście wyprodukowała wikińskie stroje sobie i mężowi Tomkowi, bierze udział w wikińskich imprezach. jednym słowem kolorowy człowiek. No i jedna z moich przemiłych znajomych. Wystawa w Spichlerzu zaczyna się jutro o 17.00. Pamiętajcie.
No i szykuje nam się jazzowy weekend. W sobotę artyści z Kanady, co rzadkość jest wielka,. A w niedzielę potęga gitary elektrycznej – Dean Brown
Tak się składa, że z powodu rozlicznych tarapatów, jakie mnie trapią ostatnimi czasy, nie wiem, czy będę mogła posłuchać muzyki. I to będzie ogromna szkoda, ale cóż, czasami i tak w życiu bywa. A jaskółki mnie upominają, żebym za dużo o niedzielnym koncercie nie pisała, bo biletów już nie ma. Ale jak znam prezesa Dziekańskiego, to jak ktoś będzie bardzo chciał, to go wpuści. Najwyżej będzie stał w korytarzu, jak to zwykle ze mną bywa.
P.S. Ponoć przyszła wiosna, przynajmniej ta w kalendarzu. Jakoś nic nie czuję – wiosny, na pewno nie. Nawet jaskółki zaczęły marudzić, że pora najwyższa na ciepło. I nawet Bach im na melancholię nie pomaga.
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.