2013-04-16, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Ledwo napisałam o książce Tadeusza Jędrzejczak, a już mnie się przypomniało, że czeka na mnie książka Wandy Milewskiej. I powiem tylko, że powinien ją przeczytać każdy, kto interesuje się dziejami tego miasta. No mam na myśli Gorzów.
A jednak życie nie jest takie piękne i nie każdy może być pisarzem. Mam na myśli szeroko już komentowany fakt pisarstwa szeryfa TJ. Okazuje się, że jednak nie będzie to własnoręcznie sporządzone dzieło, a raczej praca wspólna. A że rzeczone dzieło powstaje, wiem od pani asystent szeryfa miasta na siedmiu wzgórzach, która jednak nie chciała ujawnić, kiedy świat ujrzy rzecz całą.
No a teraz o drugiej książce – Wanda Milewska, dziennikarka KAI napisała wspomnienia o swojej rodzinie. I to jest bardzo smakowite czytadełko. Bo rzecz cała dzieje się w Chwalęcicach, Baczynie, Gorzowie. Pojawiają się bardzo znane nazwiska, jak choćby piłkarz i trener Zenon Burzawa, fantastyczny krawiec gorzowski pan Franciszek Rybka, równie legendarna polonistka Anna Makowska-Cieleń i wiele, wiele innych. To opowieść o mieście na siedmiu wzgórzach takim, jakiego już po porostu nie ma. Polecam każdemu. Dla porządku domu – książka nosi tytuł „Życie w kancelarii”. I jest to w krótkim czasie druga rzecz napisana przez Wandę. Pierwsza była o wizytach prezydenta Lecha Wałęsy w mieście nad trzema rzekami, a także o wizytach Wandy i jej męża Grzegorza w willi przy Polanki w mieście nad Motławą. Acha, no i spotkanie z autorką w Lamusie 18 kwietnia o 18.30. Będą cuda wianki, notki, plotki anegdotki, czyli po ludzku mówiąc – rozmowa z autorką.
A teraz z innej mańki. Otóż przeczytałam o sobie na forum pewnego radia, że jestem bandą rozkapryszonych małolatów, których nie stać na autobus lub też taksi. Nie ja jedna i osobiście, ale wszyscy kibice żużla, którzy domagają się, jak zresztą kolejni już mieszkańcy miasta, otwarcia kładki na moście kolejowym. Otóż spieszę autora owego komentarza zapewnić, że na żużel chodzą nie tylko rozkapryszone małolaty i jest nas całkiem spora ekipa, coś koło 10 tys. będzie. I raczej nie obrażałabym ludzi, o których nic nie wiem, takimi dość mocnymi opiniami. Poza tym uważam, że kładka powinna być jak najszybciej naprawiona, bo mam masę znajomych z Zawarcia, którzy od kilku miesięcy klną na tę patową sytuację. I uważam, że remont powinny zrobić koleje, jak już oczywiście uda się ustalić, do kogo rzeczone przejście należy. Bo znając bałagan w tym kawałku rzeczywistości, być może trzeba będzie powołać nową spółkę – do zawiadywania kładką na moście kolejowym w Gorzowie. Absurd, który stacza się w stronę coraz większej groteski.
No a teraz o jaskółkach. Otóż wyobraźcie sobie, że największe skupisko tych rozszczebiotanych ptaków w Europie jeszcze do niedawna było w Gorzowie. Tak, tak, całe to skrzydlate bractwo mieszkało sobie pod mostem Staromiejskim i czarowało okolicę lotami tuż nad wodą. Potem przyszedł remont i skrzydlate bractwo musiało się przenieść. Moje domowe jaskółki siadły rzędem, dziobami kiwają i szczebiocą, że w końcu coś mądrego napisałam. A niech im tam będzie.
P.S. A dziur w mieście przybywa. Ostatnio znajomi z okolicznego miasteczka oznajmili, że nie przyjadą do miasta na siedmiu wzgórzach, bo boją się o zawieszenie swego auta. A ja byłam niedawno na ul. Kosynierów Gdyńskich u zbiegu z Estkowskiego i gapiłam się na stary landsberski bruk, dobrą niemiecką robotę, bo akurat tego na tym kawałku ruchliwej przecież ulicy jest coraz więcej. Może i jakieś dorożki się też pojawią? I będzie jak u Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego – zaczarowana dorożka, zaczarowany dorożkarz, zaczarowany koń. Ech, raczej nie, ale byłoby pięknie.
P.S. 2. I dla porządku domu – dziś o 17.00 w bibliotece wojewódzkiej spotkanie z dr Kingą Zamelską-Monczak, która opowie o wykopaliskach w Santoku. A ja o tym przy okazji oczywiście też napiszę.
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.