2013-04-18, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Ta piaskownica, to u nas. Te wielkie wydarzenia nie u nas, ale za sprawą telewizji, też u nas. Taka oto jest potęga mass mediów dziś i myślę, że w przyszłości też.
Otóż piaskownicą nazwałam to, co się wyrabia na linii miasto – czytaj Urząd Miasta a radni.
Mam na myśli urzędową korespondencję między szeryfem grodu na siedmiu wzgórzach a przewodniczącym Rady Miasta. Otóż panowie sobie udowadniają, kto, co powiedział i jak zagłosował w słynnych już uchwałach śmieciowych. Magistrat rozsyła oświadczenia. Tutaj też należy przywołać stanowisko Regionalnej Izby Obrachunkowej, oraz trzeba dodać stanowiska zainteresowanych radnych. I wychodzi nam jedno – misz masz, jak mawiają starsi w wierze, albo też zwykłe qui pro quo na łączach.
Bo oto szeryf miasta na siedmiu wzgórzach pomówił przewodniczącego Wysokiej Rady Miasta (pisz wielkimi literami – szczebioczą domowe jaskółki – należy się, tak trzeba. A na pytanie o ortografię polską, tylko ogonami machają, no tymi w warkoczyki zaplecionymi przed piątkowym koncertem), że on ci oto głosował inaczej za stawkami śmieciowymi. Pan przewodniczący odpowiedział listem i się zaczęło.
No i się dymi i się kręci. Ale panowie szlachta – tak by napisał w swojej powieści z epoki Henryk Sienkiewicz (no w końcu za coś mu tego Nobla dali – a jaskółki, już uszykowane na koncert, znów dziobami kręcą i marudzą, że się czepiam, no cóż, o tym przy innej okazji) tylko kolejne karty rozdają, tylko dymią, tylko zachowują się jak dzieci w piaskownicy. No po prostu przekładamy foremki, przekładamy zabawki, a to wszystko jakoś samo się na prostą wyprowadzi.
Otóż nie, samo się nie wyprowadzi. Potrzeba mocnego, silnego lidera, który wyprowadzi. To tak, jak z Państwową Wyższą Szkołą Zawodową w Gorzowie. Nagle zyskała silną liderkę i chyba ku spokojnemu brzegowi zmierza. No i dajcie wszystkie bogi i ty wredny dżinie z lampy Alladyna, aby tak się stało. W każdym razie, akurat tu, w przeciwieństwie do magistratu panuje jakiś porządek.
No a teraz wydarzenie, wielkie. (Jaskółki w tym ferworze przygotowań do koncertu piątkowego w Filharmonii Gorzowskiej w ogóle nie zwróciły na to wydarzenie uwagi). Co prawda nie u nas, tylko w Warszawie. No tak, stolica, tam się wszystko działo. Dziś w Programie Drugim TVP o 22.35 wielki dyrygent, wielka postać światowej sceny muzycznej, mistrz Zubin Mehta dyrygował będzie u nas, w Polsce, prześwietną muzykę. Zagoszczą u nas bowiem Filharmonicy Izraelscy, jedna z lepszych orkiestr świata.
Na afiszu coś pięknego - kocert skrzypcowy D-dur op. 61 i symfonia c-moll Ludviga van Beethovena. Pojechać do Warszawy już nie zdążę, ale odpalić telewizor zawsze tak. No i świeczkę w oknie zapalę, bo to 70. rocznica pacyfikacji Getta Warszawskiego i z tej okazji, strasznej skąd inąd, ten koncert.
No a u nas, no a u nas wystawa graffiti pod wymownym tytułem Bohomaz. Wiem, że szlachetna sztuka malowania po murach i paciagi, jakie straszą w każdym miejscu w mieście nad Wartą, Kłodawką i Srebrną, to zupełnie co innego. Ale właśnie przez chuligaństwo debili ze sprejami w rękach przestałam dostrzegać urodę sztuki malowania po ścianach.
No i jeszcze dla porządku domu – dziś o 18.30 w Lamusie spotkanie z Wandą Milewską i promocja jej najnowszej książki.
Jutro koncert w Filharmonii, odsyłam do naszego działu kultura, tam więcej na ten temat jest, a w Jazz Clubie Pod Filarami koncert Natalii Niemen.
P.S. A w niedzielę znów do lasu w prześwietnym towarzystwie Naszej Chaty. Tym razem znów będziemy się plątać po Barlinecko-Gorzowskim Parku Krajobrazowym. No i fajnie, żeby tylko tak gorąco, jak ostatnio nie było
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.