2013-06-07, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Mam na myśli oświadczenie pani Małgorzaty Pery dla radia Gorzów dotyczące Jazz Clubu Pod Filarami. A byłam pewna, że po stanowisku radnych sprawa jest zakończona i oczywista.
Otóż dyrektor FG powiedziała miejskiemu radiu, iż jest po rozmowach z Bogusławem Dziekańskim na temat współpracy obu instytucji i że będzie OK. No i oznajmiła, że nie będzie łączenia klubu z filharmonią, przynajmniej na razie. A znajome jaskółki rozćwierkały się, że wielkich rozmów raczej nie było, bo nie było takiej potrzeby. Na linii Jazz Club a Filharmonia nie iskrzyło, tak jak na linii FG – Teatr Osterwy. Sam Dziekański sprawy nie komentuje, bo bawi w Lublinie, zaproszony przez Uniwersytet im. Marii Curie-Skłodowskiej, na bardzo ważne sympozjum poświęconym życiu muzycznemu w kraju – mówił o Małej Akademii Jazzu jako specyficznej i spektakularnej formie kształcenia. (Dziwne, że UMCS nie zaprosił gorzowskich urzędników, rzekomo najlepszych fachowców w kraju od tego rodzaju działań).
No i się znów zagotowało w środowisku i w internecie. Jazz fani mówią jednym głosem – to nie dyrekcja FG powinna wydawać oświadczenia, a dyrekcja wydziału kultury, główny autor nieszczęsnego pomysłu.
A internauci piszą jeszcze dosadniej. I mają tylko nadzieję, że w końcu różni urzędnicy zostawią w spokoju jedyną naprawdę rozpoznawalną miejską placówkę kultury z olbrzymimi dorobkiem, takimiż tradycjami i naprawdę wiernymi uczestnikami tamtejszych wydarzeń.
Zresztą radni wydali w tej sprawie jednogłośne stanowisko – które tłumaczy się krótko – no pasaran, albo po polsku – trzymać swoje szybkie rączki daleko od klubu.
Jeszcze tylko z pomysłu publicznie powinna się wycofać pani dyrektor, pomysłodawczyni i będzie OK. Ale na to chyba raczej nie ma co liczyć.
A teraz z innej mańki. Przy bimbce pojawił się malutki stolik i takież krzesełka, czyli nowy dzierżawca myśli też o małych, co to lubią sobie dzwonić takim urządzonkiem. No i bardzo dobrze. Tak trzymać.
No i z kolejnej mańki. Otóż miasto wykosiło zielsko na skwerku przy Kłodawce, tam gdzie malują wieczny Gorzów dwaj mistrzowie z brązu. Stałam ci ja długą chwilkę i napatrzeć się nie mogłam. Cud mniemany? Cóż to się stało? Czyżby w pustej kasie znalazło się 5 złotych na leciutkie uporządkowanie ślicznego miejsca w centrum? To może jeszcze znajdzie się kolejne pięć i uda się usunąć straszną budę, która trzeci rok z z rzędu jest zamknięta? Nie, to chyba zbyt wielkie marzenie.
P.S. A w niedzielę po raz pierwszy od nie wiem kiedy pojadę nad Bałtyk. Z Naszą Chatą oczywiście, więc opowieści o szwędaniu się po okolicy w najbliższym czasie nie będzie.
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.