2013-07-01, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Dni Województwa Lubuskiego przeszły do historii. Odbyła się impreza. Nie mnie ją oceniać, ponieważ w niej nie uczestniczyłam. Nie ze względów różnych a dziwnych, tylko dlatego, że wybrałam coś, co mnie mocniej niż piknik, interesuje.
Odkąd to kulawe województwo jest – mam na myśli tzw. lubuskie - województwo uszyte ze względów politycznych, ważone miarą ambicji polityków i tak nim rządzone, to ono mnie nie interesuje. Bo Ziemia Lubuska, ten dziwny twór, już w czasach zamierzchłych miał problemy z identyfikacją. Bo ścierały się tu wpływy brandenburskie, wielkopolskie i pomorskie. Potem były czasy wielkich wojen, potem II wojna i jej rozstrzygnięcia. Znaczy się polityczne, w Teheranie, Jałcie i gdziekolwiek wykuwane. No i super. Potem różne administracyjne decyzje, jedno, drugie województwo. Aż mamy lubuskie. Twór nader dziwny, z dominacją Zielonej Góry (i tu od razu słówka do przyjaciół z Winnego Grodu – nie o was chodzi tylko o polityków, o tak zwanych rządzących, bo z przyjaciółmi jest mi zawsze po drodze), z panią marszałek, która nader zręcznie żongluje danymi na temat podziału pieniędzy na rozwój. A przecież geografia jest twarda. My, znaczy byłe gorzowskie, to tylko jedna trzecia województwa obecnego jesteśmy. Czy nie można właśnie w taki oto prosty sposób wytłumaczyć, że tak dzielimy kasę? Bo tak nakazuje logika? Widać nikt w marszałkostwie jakoś tak nie chce.
No cóż, dlatego ja uznałam, po raz kolejny zresztą, że nie chcą uczestniczyć w farsie DWL. A dlaczego? A z prostej przyczyny. Wolałam z moim regionalnym towarzystwem pojechać do Wolina i Kamienia Pomorskiego na wycieczkę, a następnego dnia plątać się po lesie w okolicach Drezdenka, niż iść na koncert czy gdziekolwiek, gdzie cały czas ważny jest tylko Winny Gród. I wiem, że za stan taki odpowiadają tylko i wyłącznie lokalni politycy, lokalni działacze partyjni. Tylko oni i aż oni. I boli mnie to bardzo, bo zarówno Zielona Góra, jak i Gorzów mają fantastyczny potencjał, razem mogłyby te miasta zrobić super fajne sprawy. Ale przez polityków się nie udaje.
PS. I dla porządku domu – jurto, czyli we wtorek o 16.00, dziwna godzina, ale, niech tam, otwarcie wystawy – poznajemy życie szlachty niemieckiej w dworach, jak choćby w Sosnach. Trzeba być, bo warto wiedzieć. A wystawa w bibliotece wojewódzkiej.
P.S. 2. A w mieście pojawiły się wory z odpadkami. szkoda tylko, że nikt ich nie zbiera i nie wywozi. Taki style.
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.