2013-07-15, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
No i nie pobłądziłam. Dzięki mapie, kompasowi i koleżankom z Naszej Chaty. Ale szlaku opisywać w osobnym tekście nie będę, bo już raz to zrobiłam.
Poszłyśmy sobie – piszę poszłyśmy, bo tym razem tylko same babeczki były z leśniczówki Gośniewiec do Marzęcina, potem prosto przez las do Kabatków, stamtąd francuskim brukiem znów do Marzęcina z i Marzęcina trochę szlakiem, trochę na los szczęścia Baltazarze do Azylu Małgosi i Roberta Rossowskich. Była fantastyczna pogoda, dobrze się szło, tylko pajęczyny w typie babie lato wystąpiły w lesie w ilościach nadnormatywnych i takie małe latające pająki też, co miłe nie było. Ale każda wycieczka ma swoją cenę. A w tym miejscu chcę podziękować Naszej Chacie, w szczególności, nie w szczególności – wszystkim, za wsparcie i miłe słowa na mecie, kiedy już można było napić się tradycyjnego piwa czy też soku pomidorowego, jak robią to niektórzy.
Kolejny raz polecę – wybierzcie się do Kabatków, to przepiękna kraina utkana z wody, ziemi, zieleni, żabek i innych cudów przyrody.
A teraz o czymś innym. Zastanawia mnie, co trzeba mieć w głowie, aby wywoływać fałszywe alarmy bombowe. Bo obie 20-latki, co to wykazały się geniuszem myśli, o chorobę psychiczną nie podejrzewam.
A czemu o tym piszę? Ano z prostej przyczyny. Nie od dziś wiadomo, że każdy ślad, jaki człowiek po sobie zostawia, czy to telefoniczny, czy elektroniczny, czy też obecność w Internecie, da się wytropić. Wytropić i winnego ukarać. Tylko nieliczni na świecie geniusze potrafią skutecznie za sobą zacierać ślad. Tyle o tym gada telewizja, piszą różne media, a tu proszę, zawsze się znajdą jacyś geniusze inteligentni inaczej. Ale cóż, widać tak musi być, że zawsze ktoś myśli, że mu się uda. Nie udało się i bardzo, ale to bardzo dobrze.
No i jeszcze z innego kątka. Myślę od jakiegoś czasu o kwestii trzepaków podwórkowych. Kiedyś, w zamierzchłych czasach służyły trzepaniu dywanów i przewijaniu się na nich dzieciarni. A dziś? Ani jednemu, ani drugiemu. A piszę o tym, ponieważ od jakiegoś czasu stale przechodzę obok takiego reliktu przeszłości, którym nikt się nie interesuje. Nawet krzaki go mocno zarosły. A stoi on przy ul. Dzieci Wrzesińskich, tuż obok ślicznego, nowego placu zabaw. No i nie dziwota, że skoro okoliczna dzieciarnia ma do wyboru takie cudo, to trzepak pozostanie sam sobie, aż do kompletnej korozji.
No i z kulturalnej mańki. Zbliża się Woodstock. Już nawet pierwsi niecierpliwi pojawili się na polu. Ale o Woodstocku napiszę przy okazji i w innym miejscu.
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.