2013-08-07, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Poszłam ci ja sobie na bulwar wieczorową porą z jedną z przemiłych znajomych. I co zobaczyłam? Ano bezdomnych, którzy walczą o papieros, o resztkę z talerza i panie kelnerki, które z nimi walczą.
Ot taki ci oto inny kawałek gorzowskiej rzeczywistości, o którym nie miałam pojęcia, no bo i skąd? A było tak. Po koncercie – fantastycznym zresztą w FG (umówmy się już na zawsze – FG znaczy po prostu Filharmonia Gorzowska) – poszłyśmy sobie z przemiłą znajomą na Bulwar Wschodni, no tam, gdzie gratów różnych milion stoi, no i sobie usiadłyśmy w jednej z knajpek. Ja tam bardzo rzadko bywam, więc nie wiedziałam, że taki proceder tam kwitnie.
A chodzi mnie o bardzo prostą rzecz. Otóż ogródki restauracyjne od przechodniów nie oddziela nic, poza symboliczną barierką, jakimś płotkiem. I co i rusz do siedzących przy owej barierce ludzi – czytajcie nas – ktoś podchodził. Jako że nic nie jadłyśmy, to owi ludzie prosili o papierosa – bo obie – ja i przemiła znajoma jesteśmy palaczkami.
Ale jak taki osobnik do nas się tylko zbliżał, pojawiała się natychmiast pani kelnerka z groźną miną i przeganiała proszącego.
A potem opowiedziała historię, że bywa, iż bezdomny potrafi ukraść całą pizzę z talerza lub też jej kawałki i restauracja wówczas takiemu poszkodowanemu stawia kolejne jedzenie. I pani kelnerka podkreśliła, że to się zdarza bardzo często.
I coś jest na rzeczy, bowiem natknęłam się ostatnio w jednym z parków na śpiących bezdomnych na ławkach i na trawnikach. Od przemiłego znajomego, który od lat aktywnie pomaga właśnie takim ludziom w wychodzeniu z bezdomności, wiem, że ci, co się tułają, kradną jedzenie z talerzy restauracyjnych gości i śpią po parkach, to tak zwani pijący, czyli z problemem alkoholowym. Bo tylko tacy nie mogą korzystać i raczej chyba nie chcą z pomocy takich instytucji, jak choćby Towarzystwo św. Brata Alberta.
No tak, i właśnie takim ludziom miasto, bezwiednie chyba, zafundowało kolejny skrawek do spania. Mam na myśli zbieg ulic Garbary i Sikorskiego. To właśnie tu powstał „ekologiczny” skwerek ze sztuczną trawą, dziwnymi meblami ze zużytych przedmiotów. Z ekologią to on ma tyle wspólnego, co ja z astronomią, czyli nic. A jeszcze jakiś czas temu, znaczy ze dwa lata będzie, albo i lepiej, właśnie tu można było kupić najlepsze warzywa w mieście. Dbały o to obie właścicielki kramów. I głośno przekonywały miasto, że jak im pomoże, czyli potwierdzi prawo do lokalizacji w tym miejscu, to zamiast koszmarnych blaszaków postawią estetyczne budki. Sama o tym kilka razy pisałam, w tym do wrażej gazety także. I co? I nic. Miasto było głuche na te deklaracje i w końcu kramiarki przegoniło na sześć wiatrów. Szkód z tego tytułu jest kilka. Że niech wymienię. Straciłam ja i inni fajne miejsce do kupowania świeżych i naprawdę dobrych warzyw, a zielsko do jedzenia lubię bardzo. Handlarki straciły dobry punkt do prowadzenia małego biznesu. Straciło miasto – bo pozbyło się podatków od zajmowanego miejsca. Kto zyskał? Nikt. Ja wiem, że trzeba porządkować centrum, piszę o tym od lat, ale nie w taki sposób. Nie przeganiając drobnych kramiarzy, którzy zarabiają, płacą podatki i uprzyjemniają życie klientom. A jednocześnie miasto w tym samym czasie toleruje zamkniętą od lat na głucho okropną budę przy ul. Łokietka, czyli w najbardziej urokliwym zakątku centrum. Aberracja jakaś z tym faktem jest po prostu.
Widać wyraźnie, że miasto woli dziwne wydumki, które szybciutko padną ofiarą wandali, bo tych w mieście na siedmiu wzgórzach nie brakuje.
No i jeszcze jeden żal. Otóż burzy nie przetrzymał śliczny kasztanowiec, co stoi przy ul. Teatralnej tuż u wejścia do PWSZ. Szczęściem w nieszczęściu jest to, że ofiarą padł tylko jeden konar i to poleciał w nocy, gdzie zwykle w tym ruchliwym miejscu, nie było nikogo. Ale ja lubię drzewa i żal mi po prostu.
P.S. Dziś koncert w kościele pod wezwaniem Najświętszego Zbawiciela przy ul. Niemcewicza. Na afiszu jest między innymi dobrze znany zespół „Carmen Alacre” z Dobroszyc. Warto się wybrać. Początek o 19.00.
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.