2013-08-09, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Nie, bo nie – tak mówią gorzowscy architekci, którym miasto nie chce przekazać – za pieniądze z czynszu, za kasę – pomieszczeń w willi przy ul. Łokietka. A chodzi o byłą siedzibę SLD w ślicznej kamienicy, którą zaprojektował dla siebie jeden z wybitniejszych architektów Landsbergu.
Chodzi o cudne miejsce na parterze kamienicy przy ul. Łokietka 21. Regionaliści bez trudu natychmiast mówią kamienica Willego Sencpiehla. To jedna z najpiękniejszych kamienic Nowego Miasta, jeszcze nie odnowiona, ale może się doczeka. To jest ten dom, który zauracza detalami, pięknem bryły, wykuszami. No cudo prawdziwe. Ten dom zaprojektował dla siebie główny, a może najbardziej znany architekt Landsbergu, który działał w mieście na siedmiu wzgórzach. Jak pisze Lucyna Giesen w świetnej książce „Architektura secesyjna w Gorzowie” wydanej w 2009 r. przez Wojewódzką i Miejską Bibliotekę Publiczną, i tu podziękowanie dla pana dyrektora Edwarda Jaworskiego, że mu się chce, walczyć o książki, najbardziej znane fakty z życia architekta wiążą się z latami 1898-1911, kiedy mieszkał i tworzył w Landsbergu. Pozostało po nim trochę zabytków materialnych – zainteresowanych odsyłam do owej książki. Najprościej do niej dotrzeć przez dział zbiorów regionalnych. Tam pani Grażyna Kostkiewicz-Górska i jej załoga pomogą, a być może inne ślady jeszcze znajdą. Wiadomo, bibliotekarze. Wiedzą wszystko, albo prawie.
Ale ad rem. Otóż w tej ślicznej kamienicy swoją siedzibę miała partia SLD. Chwalić Boga i dżina z lampy Alladyna, że nie dokonała żadnego inwazyjnego remontu. Pomieszczenie na parterze – mieszkanie całe jedno – zachowało stary układ, są tam fantastyczne stiuki, trzeba wyremontować okna, odnowić drzwi, podłogi, futryny. Wszystko jest z epoki. Wszystko zaświadcza o myśli nie tylko fabrykanckiej, choć oświecona ona była, ale też i tej inteligenckiej. A trzeba pamiętać, że przedwojenny Landsberg, choć to miasto kochamy, nie był czymś ekstra, czymś, do czego się specjalnie jeździło. Znośnym dla mieszkańców uczynili go właśnie światli fabrykanci i ta nieliczna inteligencja.
No i przyszedł taki moment w dziejach już Gorzowa, że partia SLD opuściła mieszkanie – jedno w kamienicy Willego Sencpiehla. No to architekci ruszyli do boju. Chcieli to mieszkanie na siedzibę Stowarzyszenia Architektów Polskich – SARP. No i wydawało się, że wszystko się ułoży. Przebrnęli przez różne uzgodnienia, najpierw miało być bez przetargu, potem miał być przetarg, w końcu okazało się, że i przetargu nie będzie, bo prezydent widzi tam mieszkania. – Ja rozumiem różne rzeczy. Ale tam? Tam mają być dwa mieszkania, z dwoma wejściami. A co ze spuścizną? To będzie nieodwracalne zniszczenie zabytkowego pomieszczenia. Pomyśl tylko – my dzisiejsi, współcześni architekci mamy siedzibę w domu tego ważnego dla tego miasta architekta, to fantastyczna kontynuacja tego, co tu się zadziało jakiś wiek temu. To ochrona i wspomnienie tego, co ważne – mówił mi przemiły znajomy.
Pomyślałam i ja. Owszem, rozumiem, miasto potrzebuje lokali komunalnych i socjalnych. I to jak przysłowiowa kania dżdżu. Ale chyba nie aż takim kosztem. Władze różne, nie myślę w tej chwili o szeryfie miasta na siedmiu wzgórzach, sprawiły, że Gorzów dziś, przed II wojną perełeczka, stał się brzydkim miastem, który ma rezydencjonalne ambicje. A jednocześnie władze tego miasta czasami robią dziwne gesty.
Wiem, że szeryf nie czyta naszego portalu, ale wiem, że jego służby tak. Więc może niech będzie w taki oto sposób. Ja za wsparciem służb prezydenckich proszę – niech się pan prezydent zastanowi się raz jeszcze. Niech nie daje tego pomieszczenia na mieszkania. Niech nam się to uratuje. To tylko jedno – ale jak to tylko prezydent wiedzieć może. Piotrek się zaśmieje – wierzysz w niemożliwe. No, cóż trudno, wierzę.
A teraz prywatne smutki Renaty Ochwat. Otóż dziś dotarła mnie smutna wieść. Zmarł prof. Zenon Polus. Artysta z Zielonej Góry. Nie byłam Jego studentką, ani coś w podobnie. Poznałam pana profesora jakiś czas temu, lata będą. Nie byłam nawet dobrą znajomą. Byłam taką znajomą, którą się tam gdzieś kojarzy. Fajnie pogadać o sztuce. I jak sobie z prof. Polusem czasem pogadałam o sztuce, było pięknie. Magdalenie współczuję, wiem, jak to jest. Wiem. Bo nagle umiera ktoś ważny, ktoś, bez kogo nie umiemy żyć.
A nam wszystkim należy się czas na żal. Bo znowu odszedł rewelacyjnie fajny człowiek. BWA w Zielonej Górze w poniedziałek otwiera wystawę. Nawet jak mnie tam fizycznie nie będzie, to będę mentalnie. Takich ludzi jak prof. Polus zawsze brakuje.
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.