2013-08-15, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Tak, to małe, nad rzeką i rzeczką. Otóż wszyscy liczą dni, kiedy ze wszystkim przeniesie się tu znana gorzowska firma. Nowoczesne hale produkcyjne już powstają.
Chodzi mi dokładnie o Skwierzynę i firmę Gomad. Ta ostatnia finiszuje budowę nowych hal produkcyjnych na bazie Skwierzyńskich Fabryk Mebli. A że dzieje się to tuż za płotem moich rodziców, więc o tym wiem. Zresztą wszyscy w Skwierzynie mocno cieszą się na tę inwestycję i po ciuchu liczą na pracę. Bo z tą, zresztą jak i w innych miejscach, nie jest tu najlepiej.
A Gomad się przenosi, bo burmistrz miasteczka nad Wartą i Obrą zaproponował gorzowskiej firmie ponoć znacznie lepsze warunki, aniżeli miasto nad trzema rzekami. No cóż, pożyjemy zobaczymy. W każdym razie w Skwierzynie poruszenie jest ogromne, niczym przed piknikiem militarnym, który już jutro się zaczyna, a o którym poczytać można w zakładce kultura. Ja tam na pewno będę się gapić na ułanów wielkopolskich, tym bardziej, że mam jakieś tam sentymenty do tej formacji, zwłaszcza do Pułku Ułanów Podolskich - kadrówki II Korpusu Polskiej Armii, potem Polskich Sił na Zachodzie pod dowództwem generała Władysława Andersa i właśnie do Wielkopolan.
Ale teraz o innej rzeczy. O tym, że ukazała się kolejna książka poświęcona Bronisławie Wajs-Papuszy pod jakżesz niebanalnym tytułem "Papusza" już pisałam. We wczorajszej "Polityce" pokazała się jej recenzja autorstwa Justyny Sobolewskiej i znów banał goni banał. A to, że Papusza nie chciała być samotna, a była, a to że nie chciała porzucić słów i takie tam dyrdymały. Na pewno swoją recenzję też napiszę, jak książkę przeczytam, czekam na nią z niecierpliwością, bo zamówiona już u wydawcy jest. I kolejny raz zastanowił mnie fakt, jak można było napisać książkę o tej Romce właśnie, choć ona sama o sobie mówiła Cyganka, czy też nakręcić film bez wizyty w Gorzowie, mieście dla tej tragicznej postaci najważniejszym. Widać można, dziś wszystko można.
No i słówko o świętowaniu. Dziś 15 sierpnia, rocznica Cudu nad Wisłą i Dzień Wojska Polskiego. Filmu o tym wydarzeniu oglądać nie zamierzam, ale wybiorę się na spacer, poczytam trochę Gałczyńskiego, dla rozśmieszenia duszy i podumam o polskich zrywach narodowych, bo to nam najlepiej wychodzi. Organicznej pracy u podstaw, jaką postulował pragmatyczny pozytywizm, Polacy jakoś nie potrafią. No bo jakżesz, my, naród wybrany, do zwykłej pracy? Ano nie nadajem się, ale do zrywów, rewolucji i powstań - jak najbardziej. (A to za, pożal się Boże, romantycznymi wieszczami, którzy do dziś mącą w co słabiej wykształconych głowach).
P.S. A jak ktoś marzy o świętowaniu w dawnym stylu - capstrzyki, parademarsze i takie tam patriotyczne, to zawsze może się wybrać dziś do Sulechowa, a jutro do Skwierzyny, będzie ci tam tego pod dostatkiem.
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.