2013-10-03, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Tak, tak, to już dziś pierwsze spotkanie kółka melomanów, którzy chcą rozmawiać o muzyce. W Filharmonii Gorzowskiej, no bo niby gdzie.
Kiedy kilka miesięcy temu też w FG odbyło się spotkanie poświęcone też muzyce, pomyślałam sobie, że wszystkie te konwentykle, debaty i inne gadackie spotkania o kant stołu rozbić, bo nic nie dają. Tylko czas człowiek marnuje i nerwy, kiedy widzi i słyszy, że rozsądne argumenty ludzi, którzy dany temat czują i rozumieją, trafiają na szklaną szybę urzędników, którzy z kolei mają swoje własne widzimisie. A tu proszę, jest postęp. Będzie kółko admiratorów muzyki i będą sobie w cywilizowanych warunkach o ukochanym przedmiocie rozmawiać. No cóż, mnie tam dziś nie będzie, ale z ochotą się na następne spotkanie wybiorę. Choć generalnie przekonana jestem, że pomysł ma raczej nogi króciutki, bo o muzyce najlepiej się gada tuż po jakimś wydarzeniu, kiedy jeszcze emocje grają, a w uchu słyszy się zakończony koncert. Ano pożyjemy, zobaczymy. W każdym razie chwała Markowi, że się za takie coś wziął i stara się ożywić innych admiratorów.
A teraz z innej mańki, tużpodgorzowskiej, bo kostrzyńskiej. Otóż muzeum twierdzy rozpoczęło zbiórkę na odtworzenie jej twórcy, margrabiego Jana Kostrzyńskiego. Przepięknie odnowiony cokół – autentyczny z epoki, już jest, teraz trzeba sypnąć groszem i ustawić na powrót na nim fundatora. Ja tam się przyłączę, jakieś 10 zł wyślę. Powie ktoś, też mi coś, cała dycha to jednak za mało, aby na pomnik i to godziwy uzbierać. Ale ja myślę, że jak takich jak ja znajdzie się cała wielka fura, to i pomnik postawimy. Może nie już, może na zaraz, ale zawsze kiedyś. A jak już stanie, to będę miała dziką satysfakcję, że się przyczyniłam do upięknienia miejsca, które dla mnie jest szalenie ważne. No i od przemiłego znajomego też wiem, że Twierdza stała się też i jego miejscem magicznym.
A teraz znów z gorzowskich kątków. Otóż w najnowszej „Polityce” jest tekst o żużlu, a w nim i maleńki gorzowski ślad. Miło, a nawet bardzo, choć po prawdzie tekst o speedwayu w najpoważniejszym polskim tygodniku opinii poświęcony jest skandalicznemu zachowaniu władz Unibaksu Toruń podczas meczu zakończonego walkowerem, bo główny fighter Krzyżaków Tomasz Gollob był kontuzjowany. No i krzyżacki klub do Winnego Grodu na finał przyjechał, a potem równie spektakularnie wyjechał. Fajna była awantura, oj fajna.
I z następnego kątka. Przestaje mnie śmieszyć Neapol na moim podwórku i szlag mnie zwyczajny trafia, kiedy słyszę, że sytuacja się normalizuje. Otóż nie, wcale się nie normalizuje, tylko zaognia, bo takich lokalnych Neapolów jest całkiem sporo i to nawet w samym centrum. Jednym słowem, jest jak zawsze, czyli byle jak. Mam nadzieję, że jak wrócę z pięknych stron, to ona rzeczywiście będzie już unormowana. Dajcie wszystkie bogi tego nienajpiękniejszego ze światów.
No bo tym tekstem żegnam się z tymi, co czytają, na jakieś cztery dni. Potem jak nadredaktor zechce, dalej będę pisać. Zobaczymy.
P.S. Popiół sypię na swoją głowę, bo zapomniałam o bardzo ważnym wydarzeniu. Wczoraj minęła 69 rocznica klęski Powstania Warszawskiego (błędy ortograficzne zamierzone), wydarzenia dla mnie cały czas istotnego. Ale świeczkę w oknie zapaliłam, bo nagle jakaś klapka zapadła na właściwe miejsce.
A więc tymczasem.
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.