Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Hugona, Piotra, Roberty , 29 kwietnia 2025

No i był teatr!

2013-11-15, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Sama wstałam do oklasków, aby pogratulować Teatrowi z Legnicy spektaklu. Choć uczciwie trzeba przyznać, że trochę widzów wyszło po pierwszej części. Choć ja tego akurat nie rozumiem.

Od początku, kiedy tylko dyrekcja Osterwy, pan Jan Tomaszewicz ogłosił afisz, wiedziałam, że „Testament psa”, to coś dla mnie. I się nie pomyliłam, zresztą takiej opcji nie było. Od lat śledzę, co się w Legnicy dzieje. Podobała mnie się bardzo „Ballada o Zakaczwiu”, że o odczytaniach Szekspira nie wspomnę, więc i tym razem założyłam, że będzie dobrze. No i było. Przewrotny moralitet brazylijskiego pisarza ujął mnie od pierwszych chwil. Oj, działo się na scenie, działo. Pojawił się nawet sam Pan Jezus i jego Matka. Było zabawnie, nawet bardzo, po to tylko, aby widzów za jakiś czas wprawić w zadumę. Wielu ludzi opuszczało Osterwę w znakomitych nastrojach, choć też nie zabrakło głosów krytyki i zniechęcenia – vide, ci co wyszli.

A mnie się kolejny już, sprawdziła maksyma. Im dalej od Warszawy, tym ciekawiej. Nie mogłam zostać na spotkaniu z aktorami, bo obowiązki. Ale choć tą drogą, a mam nadzieję, że ktoś im przekaże, chcę podziękować. Za teatr, za dobrą zabawę, za chwileńkę niewielką na zadumę. Za to lubię teatr, za takie aktorstwo, dalekie od gwiazdorzenia, podparte czymś więcej niż tylko znaną z telewizji twarzą. Bo i na takich spektaklach też bywałam. Uwielbiam ten moment, kiedy na widowni gaśnie światło, kurtyna idzie w górę i zaczyna się magia. MAGIA. A jak ta magia ma siłę i smak teatru w Legnicy i bywa naszego Osterwy, to tylko czapki z głów panie i panowie i ręce do oklasków składać. Choć wiem i rozumiem, że komuś się mogło nie spodobać. Bo ja dla przykładu nie trawię operetki, ale nie ganię tych, co lubią. Bo wszak jedna z naczelnych maksym już Starożytnych głosiła – De gustibus not disputnadum est, zwyczajnie o gustach i guścikach się nie dyskutuje. Tak samo jak o smakach czy kolorach. Trzeba przyjąć i już. A że ja mam gusta i guściki mocno pozakręcane, to już inna opcja. Dla mnie malutkim bonusikiem, ach tam malutkim, całkiem sporym była cudnie ogrywana muzyka, zwłaszcza motyw „Va pensiero”z trzeciego aktu opery Giuseppe Verdiego „Nabucco”, zresztą jeden z wielkich przebojów klasyki. Cudo po prostu, cudo…

No i na widowni pojawił się ni mniej ni więcej sam pan Olgierd Łukaszewicz, prezes Związku Artystów Scen Polskich. Bo przygotowuje teatralną niespodziankę na dziś. Ma być Fredro, ale trochę inaczej. Mam nadzieję, że lepiej niż OCH-Teatr.

A teraz o czymś innym, choć dalej o kulturze. Otóż w drodze do teatru zahaczyłam o bibliotekę wojewódzką, bo tam swoją wystawę otworzyła Ania Kodź. Córka znakomitego gorzowskiego malarza Józefa Kodzia. Świeża absolwentka grafiki we Wrocławiu pokazała swoje prace na papierze, czyli grafiki oraz instalacje korespondujące z grafikami. I jak dla mnie to też było wydarzenie. Świetne prace, zwłaszcza linoryty, których głównym tematem jest akt. Temat malarski stary jak tylko istnieje sztuka, Ale jak przedstawiony. Jaka maestria wykonania. Każda grafika, może poza sitem (chociaż nie, też) wymaga niesłychanej precyzji, niesłychanej dyscypliny warsztatu, że o takich oczywistościach, jak talent czy też wyobraźnia artystyczna, zwyczajnie nie wspomnę, bo tu po prostu nie wypada. Zachwyciły mnie te prace, zresztą nie tylko mnie. Usłyszałam, że to aż dziwne, że u tak młodej artystki jest już aż taka dojrzałość, takie opanowanie warsztatu, jaki co niektórzy nabywają przez całe życie, a co niektórym nigdy nie będzie dane. Dlatego z wielką uwagą będę śledzić losy Ani, którą lubię, i na pewno będę chciała jeszcze nie raz obejrzeć, co tam nowego ma na warsztacie.

No a potem rodzice Ani, czyli Józio, jak jest przez nas nazywany i jego żona, pani Wanda, zaprosili na małe co nieco powernisażowe, i to było całkiem ogromne co nieco. Wypiłam czerwone winko, pogadałam z przemiłymi znajomymi, szczerze pogratulowałam artystce i jej tacie. To był przyjemny czas.

No i przy okazji dowiedziałam się, że szykują się nam całkiem fajne rzeczy, jak ważne colloquim w bibliotece głównej Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej im. Jakuba z Paradyża oraz w kilku innych miejscach. Ale niestety parol mnie obowiązuje, parol milczenia na razie i sekretu, więc póki zielonego światła nie dostanę, czyli zgody - pisz, to nie mogę. Ale będzie się działo. Zapewniam. I w swoim czasie napiszę, zapewniam.

Ale trzeba też trochę o przyziemiu, czyli dziurach. Oj, uaktywniły się domowe jaskółki i szczebioczą, - Nie Renatko, posłuchajmy „Nabucco”, a o dziurach, to innym razem. Niech więc im będzie… Potem zaśpiewa mi Placido Domingo arię z „Poławiaczy pereł” Georgesa Bizeta, na które to wydarzenie jadą przemili znajomi, a ja im zwyczajnie i po ludzku zazdraszczam. Do Wrocławia jadą, do pani Ewy Michnik. Tym większa żałość tych, co tu zostają… No cóż.

P.S. Nie będzie, bo rozkład jazdy kulturalnej macie w zakładce kultura. Ja w każdym razie idę do FG, a potem do Osterwy, choć na kawałek „Siostruń” z bratniej Zielonej Góry i na niespodziankę Fredrowską pana Olgierda Łukaszewicza… Może zdążę.

P.S 2. A tu bonusik, migawki z „Testamentu psa”, żebyście tak na przyszłość gdzieś to sobie obejrzeli, bo naprawdę warto. http://www.youtube.com/watch?v=CG-NfvGJOHg.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x