Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Hugona, Piotra, Roberty , 29 kwietnia 2025

Krzyś w setce najbardziej poczytnych!

2013-12-09, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Krzysztof Korsak, pisarz z Gorzowa znalazł się w pierwszej setce najbardziej poczytnych pisarzy Empiku. Gratulacje i taka oto konstatacja, że do tej pory nikomu innemu się to z miasta nad Wartą nie udało.

O Krzysiu już kiedyś pisałam, kiedy sprzedaż jego książki „Jestem kibolem” przekroczyła liczbę 15 tys. egzemplarzy. To naprawdę wyczyn. Nieznane nazwisko, kontrowersyjny temat, ale bardzo dobrze napisana książka. A teraz i to. No sukces i tym bardziej serdecznie gratuluję. Bo za nowych czasów, czyli po przełomie demokratycznym, nikomu się ta sztuka nie udała. Myślę też, i za tamtych też nie, bo tak naprawdę to nikt nie śledził faktycznej liczby sprzedanych egzemplarzy.

Myślę też, że redakcja wrażej gazety, z którą Krzyś rozmawiał o wydaniu książki, dziś pluje sobie mocno w brodę, że takiego ptaszka, takiego złotego ptaszka wypuściła z garści. I jak mi Krzyś opowiadał, to redakcja miała wątpliwości, czy takowe dziełko się sprzeda. Pamiętam, jak Krzyś zaczynał pisać i rozmawiał ze mną, to ja mu mówiłam tylko jedno. Pisz, bo temat mocno ciekawy. Bo przecież wszyscy znamy kiboli tylko od jednej strony, ano od tej, że zadymiarze są i pewnie to tabun durnych matołów, którym mózgów brakuje.

A potem, kiedy Krzyś mi podesłał dwa gotowe fragmenty do przeczytania, to się zwyczajnie doczekać nie mogłam finału, i wcale się nie zawiodłam. I tych kilkanaście tysięcy, co własną kasę wyłożyli na książkę, też nie.

No i tylko cieszyć się wypada, gratulować i czekać na następną. Bo, że takowa będzie, ja wcale nie wątpię. Tak więc, panie i panowie, mamy naszą gwiazdę literatury i to wcale nie na lokalny wymiar. Czytać, chwalić, albo ganić, bo każdy ma prawo do własnej oceny i tylko się cieszyć, że jest u nas tak zdolny pisarz. Krzyś, no ja czekam na więcej, no więc do dzieła, daj spokój tym siłkom i do roboty… Ale już.

A teraz z innej mańki. Przeszłam wczoraj 15 km po lesie, troszeczkę tylko wzdłuż Postomii, choć rzekę mieliśmy cały czas tuż obok. No ja znałam Postomię z tego kawałeczka w Sulęcinie, na którym Jacek Filipek robi wielkie rejsy małych łódeczek. A ten kawałek, co go wczoraj zobaczyłam, zauroczył mnie do tego stopnia, że późną wiosną wezmę sobie urlop, zapakuję plecak, wezmę namiot i pójdę brzegiem. Od źródeł, aż do Kanału Postomskiego i potem aż do Kostrzyna. Namiot będzie tak na wszelką sposobność, bo a nuż w jeden dzień nie dam rady, to sobie zanocuję gdzieś tam pod drzewem. I tak po prawdzie, to już kolejna rzeczka, która odsłania się od niespodziewanej, szalenie urokliwej strony. Jakoś lepiej znam rzeczki i rzeczułki na północnym brzegu Dolnej Warty. A tu proszę, taka niespodzianka, więcej o drodze i rzeczce za jakiś czas będzie w zakładce „Na szlaku”, do której zachęcam pisać, bo wiem, że nie tylko ja i moi znajomi się plączemy po okolicy bliższej i dalszej. Zresztą i doborowe towarzystwo, z jakim się szwendam po lesie, zaskoczone cudnymi meandrami Postomii było. Każdy z nas, kiedy podszedł do wysokiego brzegu, bo akurat tym miejscu rzeczka wije się meandrem w głębokim wąwozie, był zwyczajnie zachwycony. I nic to, że trochę śnieg, a potem deszcz padał. Dla takiego widoku warto było, nawet bardzo mocno warto, pójść w drogę i nawet targać ze sobą kanapki i termos, choć w moim przypadku, termos, to akurat zbędny grat, bo wcale nie trzyma ciepła, a nowy jest. Ech, co zrobić.

No i jeszcze z innego kątka. Minęły wczoraj 33 lata od śmierci Johna Lennona. Zastrzelił go przed Dakota Building w Nowym Jorku oszalały fan, którego nazwiska tu nie przytoczę, bo idiotów, diabłów i innych popaprańców zwyczajnie pamiętać nie trzeba, podobnie jak debila ze starożytności, który podpalił Bibliotekę Aleksandryjską. I znów mnie ogarnęła konstatacja taka, że ten czas, w jakim nam przyszło żyć, galopuje jak oszalały. A przecież pamiętam dokładnie ten moment, kiedy świat cały obiegła informacja, że wielki Lennon nie żyje. Tę informację podały nawet polskie, reżimowe wówczas media. Świat na chwileńkę niewielką się nawet zatrzymał, w polskim radiu były nawet specjalne audycje. A tu patrzcie, już trzy dekady upłynęły od tego czasu. Choć teraz Beatelsi to naprawdę nie moja bajka, ale „Imagine” lubię i nawet bardzo. Choć to tak po prawdzie, to już Lennon sam i Yoko Ono, a nie z żukami z Liverpoolu nagrał…

No i z jeszcze innego kątka. Zbliżają się święta, niestety. Znów ten cały ambaras z jedzeniem, prezentami i całą tą kamarylą. Ja nie lubię. Czy ktoś zna przepis na to, jak przeżyć? Czekam na podpowiedzi. Bo moje domowe jaskółki świergotnęły ostatnio, że nigdzie nie jadą i zostają w domu. Znaczy sama będę, bez ptasiego wsparcia, a to może być trudne…

P.S. No i afiszyk, tak dla porządku domu, bo ja się nigdzie nie wybieram…

16.00, biblioteka przy ul. Kombatantów, spotkanie Dyskusyjnego Klubu Książki.

17.00 i 19.30, Teatr Osterwy, Zenon Laskowik i jego kabareciarnia, bilety 75 zł.

18.00, FG przy ul. Dziewięciu Muz, slajdowisko multikulti, spotkanie z dr Magdaleną Skopek, autorką książki „Dobra krew”, która opowie o surowym życiu na Syberii. 

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x