2013-12-23, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Otóż wybrałam się w całkiem długą drogę z Nowin Wielkich do Gorzowa pieszo. I wszystko było fajnie, dopóki nie dotarłam do Gorzowa i nie wsiadłam na pętli Wieprzyce do tramwaju, bo po 24 km i pokonaniu paru górek, gdzie deniwelacja wynosi coś około 100 m, i trzeba tam wejść po stoku z nachyleniem 45 stopni i potem zejść, uznałam, że wyczynu dość. Tak zresztą uznał i Marcin, który tę drogę zaprojektował. No i do centrum pojechaliśmy bimbką.
No i smutne są tego refleksje, bo tam, w tym kawałku miasta śmietnik zwyczajny jest. I choć moja przemiła znajoma dowodzi, że mieszkamy w wielkim i pięknym mieście, to owszem zgoda, ale trzeba dodać, w zaśmieconym mieście. Ja w tej części byłam po dość dużej przerwie i tylko z okna tramwaju oglądałam. I co kawałek, to niestety śmietnisko. I to takie klasyczne, z wywalonymi odpadami z domu lub też po remoncie. No ostatecznie durna do imentu nie jestem, śmieci same się tam nie zaniosły. Ale co mają w głowach ludzie, którzy to robią? No co? Bo pod jego, jej domem jest czysto, znaczy trawnik, murek, chodnik… To znaczy, że można śmiecić gdzie indziej? Nie rozumiem i nie zrozumiem nigdy. No i dlatego to były smutne widoki, zdrożonemu, spieszonemu turyście pokazane, bo zielska nie ma, więc widać… No szkoda.
No a teraz z innej mańki, tudzież kątka, kolejowego będzie. Otóż wiem, że po rozlicznych zmianach w funkcjonowaniu tego molocha, jakim były PKP, nie nadążysz za zmianami. Ale jakież było moje zaskoczenie, kiedy dwa dni temu stałam na peronie czwartym w mieście wielkim i pięknym i słuchałam zapowiedzi, że oto pociąg z Krzyża do Kostrzyna, z Kostrzyna do Krzyża i wreszcie z Gorzowa do Zielonej Góry odjedzie. No i przez megafon mówił te informacje jakiś męski głos, zupełnie niewprawny w podawaniu komunikatów, zacinający się i męczącą. Ktoś z współtowarzyszy podróży ujął to tak: - No tak mega oszczędności, więc jakiś tam człeczyna z dozoru musi się męczyć, i tak to brzmi. Ale jakoś i coś słychać. Bo w takim Poznaniu, gdzie jest nowy dworzec…
I tu już wsiadłam do wygodnego szynobusu i dalej nie słyszałam. Ale konstatacje mnie takie naszły: nie można oszczędzać na informacji. Bo to błąd. A jeśli chodzi o Poznań, to totalne nieporozumienie jest, z tym nowym dworcem. Bo on może i piękny jest. Ale na pewno nie jest dworcem, tylko mega galerią. Zwykli ludzie tam błądzą. Ale jak zwykle w takich momentach piszę i mówię, no cóż, stara jestem, nie rozumiem i nie potrafię ocenić.
Ale ja jeszcze wrócą do Gorzowa. otóż szkaradzieństwo pod tytułem „ekologiczny skwer” zniknęło, czyli straszyło coś około pół roku. Została tylko trwa z rolki. Ja tylko podtrzymuję zdanie wyrażone już kiedyś, że pomysłodawca tego wątpliwego dzieła sztuki powinien za ten wydumek zapłacić z własnej kieszeni, ale na pewno tak się nie stanie.
No i z jeszcze innej mańki. Już za chwileczkę, za momencik święta. A po świętach – wielkie kolędowanie w domu znanej dyrygentki chóru pewnego w mieście na siedmiu wzgórzach, która nagle odkryła, że w jej bezpośrednim sąsiedztwie mieszka spora czereda ludzi w pewien sposób powiązanych z kulturą, a ponieważ dostałam zaproszenie, to wam o tym doniosłym fakcie opowiem, ale już po świętach najbliższych.
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.