2013-12-31, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Ręce mi opadły, kiedy posłuchałam co pani prezydent Ewa Piekarz powiedziała o słynnym już placyku u zbiegu Garbar i ul. Sikorskiego. I naprawdę nie wiadomo czy śmiać się, czy też może płakać.
Miejsce dziś jest puste, bo słynnego skwerku ekologicznego, cokolwiek to znaczyło, nie ma, kramów nie ma, nic nie ma. I nie ma wizji, co dalej z tym miejscem, bo stanowi zagwozdkę i wyzwanie dla sztuki inżyniersko-budowlanej za sprawą przepływającej pod spodem Kłodawki. Wiceszeryf miasta w powadze urzędu oznajmiła, że będą tworzone plany zagospodarowania przestrzennego i musi to potrwać. I podkreśliła, że to Kłodawka… jest supermegawielką zagadką i problemem do rozwiązania.
No nie wierzę, zwyczajnie nie wierzę w to, co usłyszałam. Bo w dobie, kiedy ludzie i zwierzęta latają w kosmos, istnieją akceleratory cząstek, Wenecja stoi na wodzie ponad pół wieku, albo i więcej, mamy komórki i laptopy oraz dziesiątki milionów różnych mocno skomplikowanych gadżetów, właśnie Kłodawka, w końcu niezbyt wielka rzeczka, jest problemem spędzającym sen z oczu urzędników. To jakiś dramat jest, ale nich tam, od biedy można zamknąć mózg i się zgodzić z taką argumentacją.
Ale z jednym zgodzić się nie można. Ano z tym, że kiedy z hukiem i przytupem przeganiano stamtąd handlarzy zielskiem do jedzenia, to magistrat również w powadze urzędu klarował, że musi tak postąpić, bo ma plany i to do bardzo szybkiej realizacji. Czyli wówczas jakiś urzędnik zwyczajnie blagował, albo bliżej jeszcze, zwyczajnie kłamał.
No bo teraz wiceszeryf, że przypomnę, mówi o przyszłych planach i z powagą kiwa zatroskaną głową, że planować trzeba na lata do przodu, a nie na rok lub dwa. No bo miasto musi być wielkie i piękne, jak z tego durnowatego romantycznego tekstu.
Może ci i miasto na siedmiu wzgórzach jest wielkie, bo jakby zmierzyć od pętli na Wieprzycach do pętli Silwana… Albo po co mierzyć, wystarczy zajrzeć do Google, aby się przekonać, że ma powierzchni 68 km kwadratowych, więc wielkie jest. Ale do piękności to mu jednakowoż dość daleko. A to za sprawą choćby tej szczerby w pierzei ul. Sikorskiego, ogólnego brudu i zaniedbania, kubłów na śmieci zastawiających ulice, Schodów Donikąd od lat zamkniętych, zresztą wymieniać można w nieskończoność. No i słowa wiceszeryf miasta tylko utwierdzają w przekonaniu, że stan taki trwał będzie jeszcze bardzo, ale to bardzo długo, bo magistrat jeszcze planów nie ma, i co więcej, na razie tylko są jakieś mgliste zapowiedzi ich powstania. Och, jakież to gorzowskie właśnie jest, jakież bardzo małomiasteczkowe. I do „Miasto me mam ogromne i piękne” to jeszcze bardzo, bardzo daleka i wyboista droga. No cóż, widać tak ma być.
A teraz aneks do hitów i kitów gorzowskiej kultury 2013. Otóż w działce hity zabrakło przede wszystkim otwarcia nowej, ślicznej zresztą, siedziby Archiwum Państwowego przy ul. Tadeusza Mościckiego. Bo to po bibliotece wojewódzkiej i filharmonii trzeci nowy budynek pod działalność i kulturalną i naukową w mieście na siedmiu wzgórzach. Co do znaczenia tej instytucji w skali całego miasta raczej nikogo nie trzeba przekonywać. Placówka wielce za ostatnie lata, czyli dyrekcję dr. hab. Dariusza A. Rymara, zasłużona, zwłaszcza w badaniu dziejów regionu oraz upowszechnianiu tej wiedzy. I udało się tę markę wypracować jeszcze w starej siedzibie, takim sobie kurniczku przy ul. Artura Grottgera, a teraz od kilku miesięcy właśnie w tej ślicznej siedzibie. Za przeoczenie przepraszam, a popiół na głowę w ramach pokuty już sobie wysypałam, tak ze dwie łopaty będzie, żeby na przyszłość podobnych lapsusów, mówiąc językiem Jerzego Zysnarskiego w odniesieniu do jego własnego opus vita, nie popełniać.
No i aneks do kitów minionego roku. Opustką wielką jest to, co się stało z Klubem Myśli Twórczej Lamus, od którego odwrócili się bywalcy, sama instytucja przez chwilę pracowała jak urząd. Teraz wydłużyła godziny do 17.00. A w chwili obecnej wszyscy są na urlopie i też jest zamknięte. Szefostwo przekonuje, że zmieniły się czasy i sama instytucja też się musiała zmienić, ale żeby aż tak…
No i z jeszcze jednego kątka. Otóż dziś sylwestrowa noc. Tym, którzy kochają bale i się na nie wybierają, życzę szampańskiej zabawy, a tym, którzy wybiorą miejską fetę na bulwarze z Varius Manx, też przyjemności życzę.
A nam wszystkim na przyszły rok jednego – aby było lepiej, abyśmy zdrowi i bardziej życzliwi dla siebie byli.
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.