2014-01-08, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Kiedy wczoraj w radiu Tok FM prof. Leszek Balcerowicz mówił o złym wykorzystaniu pieniędzy unijnych, miał na bank na myśli miasto na siedmiu wzgórzach, a dokładniej mówiąc, naszą Filharmonię.
Oto co mi opowiedziała przemiła znajoma: „Dziś w moim ukochanym Radiu Tok.fm (ok. godz. 7.45) pan prof. Leszek Balcerowicz w wywiadzie z Janem Wróblem mówił o niewłaściwym wykorzystywaniu funduszy unijnych przez lokalne samorządy i nadmienił wybudowaniu o filharmonii w niedużym mieście. Nazwa miasta nie padła, ale, pamiętając jego wcześniejsze wypowiedzi, na pewno chodzi mu o Gorzów. Dodał jeszcze, że rozrzutne władze miasta teraz chcą, żeby filharmonię utrzymywało państwo, czyli ja ‒Balcerowicz i my wszyscy Polacy”. No i przemiłą znajomą dość mocno oburzyły te słowa. Mnie zresztą podobnie. Już raz pan profesor dokładnie taką samą egzegezę istnienia FG uczynił, więc dlatego domniemywamy, że o miasto nad trzema rzekami chodzi.
Warto aby pan profesor wiedział prawdę. Czyli choćby to, że dotacja unijna na FG była minimalną kroplą w kosztach całej inwestycji, lwią część, zresztą po wielkich awanturach na linii szeryf – Rada Miasta wyłożył gorzowski magistrat. Akurat ta inwestycja była bardzo potrzebna, bo wystarczy popatrzeć, jak sprzedają się bilety na poszczególne koncerty, bywa, że tuż po ogłoszeniu repertuaru na niektóre koncerty biletów nie ma w ciągu kilku godzin. Do naszej FG przyjeżdżają na koncerty melomani z całego regionu i jest to zawsze duże wydarzenie w życiu poszczególnych uczestników kultury. Co więcej, w FG pracują naprawdę świetni muzycy, repertuar jest wyśrubowany, znaczy jest coś i dla tych, co dopiero klasyki zaczynają słuchać, jak i dla tych, co czynią to od dawna.
To właśnie gorzowianie i nie tylko udowodnili przez frekwencję, że FG była bardzo, ale to bardzo potrzebna. Inna sprawa, ze mogła kosztować trochę mniej.
I nie rozumiem, jak polityk może powiedzieć, że pazerne miasto chce, aby w kosztach utrzymania elitarnej bądź co bądź instytucji partycypował budżet państwa. Bo pan Balcerowicz nie zgadza się na takie rozwiązanie. No i mamy tu nierzadki przykład relatywizmu, bo jak budżet wspomaga warszawskie, krakowskie czy jakieś inne placówki kultury, to jest dobrze. A jak trochę pieniędzy ma na trafić na tzw. prowincję, to jest źle. Czyli tylko w Warszawie, Krakowie i Gdańsku ludzie mają potrzebę pójścia do teatru czy filharmonii, a w takim Gorzowie czy innym Pcimiu Dolnym to istnieje tylko zapotrzebowanie na budki z piwem?
Zaskoczył mnie pan profesor bardzo mocno, bardzo negatywnie. Nie spodziewałam się takich słów po światłym skąd inąd polityku.
Szkoda, że pan prof. nie popatrzył na przykład na maksymalne marnotrawienie pieniędzy z unii wydawanych na różnego rodzaju wydawnictwa, które nikomu i niczemu nie służą. Przykład – różne mapy pseudoturystyczne, które na pewno wywiodą na manowce, ale nie doprowadzą do założonego celu. Inny przykład – nowe drogi przeciwpożarowe w lasach, które nie mają sensownego początku ani końca, ale za to są obstawione znakami drogowymi, i tak w środku Puszczy Noteckiej można spotkać znak pierwszeństwa przejazdu, znak ograniczenia prędkości do 30 km na godzinę, czy też znak nakazu ruchu. Dla mnie takie działania są absurdem do kwadratu. Albo też wydawanie pieniędzy na ścieżki rowerowe budowane bez głowy, z lampami pośrodku i wykładane kostką klinkierową, co to wszyscy cykliści w tym kraju nie raz i nie dwa powiedzieli, co o tym myśleć. Takich absurdalnie marnotrawionych pieniędzy znajdzie się jeszcze wiele, trzeba tylko chcieć to zobaczyć.
Mnie drażni zwyczajnie, kiedy ktoś z Warszawy, bez rozeznania problemu, bez rzetelnej wiedzy potępia w czambuł coś, co trybi i to w miarę przyzwoicie. Coś, co się sprawdziło. Nie wiem, z jakich źródeł pan profesor czerpie wiedzę, mam wrażenie, że nie z rzetelnych. Wszak na koncertach bywają parlamentarzyści, zdarza im się gratulować po koncercie muzykom czy pani dyrektor, więc tym bardziej jestem ciekawa, kto panu profesorowi takowych banialuk nagadał, że teraz z uporem maniaka powtarza bajędy na temat FG. Może by tak pan profesor przyjrzał się, jak pieniędzmi unijnymi rządzi marszałek Elżbieta, albo inni równie wysocy politycy z partii jedynie słusznej, bo jak się temu bliżej przyjrzeć, to włos prawdziwie może się na głowie zjeżyć.
Przemiła znajoma uważa, że powinniśmy coś z tym fantem zrobić, a ja się z nią zgadzam. Myślę, że pismo do pana profesora powinno wystosować miasto, może też parlamentarzyści powinni pana profesora wyprostować w jego zaskakującym myśleniu i sądach akurat o tej instytucji. Na pewno zrobią to melomani, którzy spotykają się w czwartek w FG na wieczorze melomana. Bo obie z przemiłą znajomą mamy zamiar o tym podyskutować w szacownym gronie. Mam nadzieję, że moderator Marek Piechocki nie będzie miał większych zastrzeżeń, aby dodatkowy punkt wprowadzić.
Nie wolno pozwolić, aby ludzie ze „stolycy” dorabiali nam gębę, nawet jeśli mają tytułu naukowe i są wyjątkowo zasłużeni w dziedzinie uzdrawiania polskich finansów. Tym bardziej właśnie tacy ludzie nie powinni wygadywać publicznie głupot, bo to nie przystoi i dodatkowo tylko pokazuje, że myślą głupimi stereotypami, które nie mają pokrycia w rzeczywistości.
Uff, ale się zrobiła obrona Częstochowy i okopów Woli jednocześnie. Ale celowo to piszę, bo skoro ktoś się czepia czegoś, co dobrze trybi, to przyzwoitość nakazuje stanąć w obronie. Tak było w przypadku skandalicznych planów wobec Jazz Clubu, tak teraz jest w przypadku mocno krzywdzących sądów kierowanych zarówno pod adresem miasta, jak i FG. I dlatego dziś jest tak dużo o jednym.
P.S. A domowe jaskółki znów dziobami kręcą i szczebioczą – Taka stara a taka głupia. Czy ty sądzisz, że to coś da, że pan profesor zmieni zdanie, no chyba oszalałaś. OK wredne ptaszory, myślcie sobie co tam, chcecie, a ja tam wszakże wam powiadam, że czasami trzeba wziąć kopie w ręce i powalczyć o swoje. Bo gdyby pan profesor powiedział, że są miasta tak totalnie zaniedbane i zaśmiecone, jak, nie przymierzając, miasto nad trzema rzekami, to bym mu tylko przyklasnęła i podziękowała za troskę. Za sądy o FG mogę tylko powiedzieć, biedni nie wiedzą, co plotą, bo ktoś im głupot naopowiadał, a oni uwierzyli, bo nie chciało się im sprawdzić. Wstyd i już.
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.