2014-01-09, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Mam na myśli klatki schodowe w starych kamienicach na Nowym Mieście. No wiecie, w tym kawałku miasta, w którym mieszkam. Co prawda, nie moja, ale inne tak. I jak wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazują, moja też będzie piękna. No może, nie aż tak, jak inne, ale zawsze.
No ale niech będzie po Bożemu. Szłam sobie ostatnio do domu własnego, był gasnący szybko o tej porze dzień, mroczno się robiło. A mnie zainteresowała pewna brama, tuż niedaleko własnego domu. Drzwi były uchylone, ale stały potykacze, no wiecie, takie brameczki, co wejścia zabraniają, ale światło się paliło, ktoś tam wewnątrz się krzątał i… oniemiałam, zwyczajnie i po polsku. Bo w tej klatce remont trwał. A ja stałam w zachwycie i się zwyczajnie gapiłam na klateczkę schodową. Bo, po prawdzie słów brak. Bo w tej uchylonej bramie do mocno łuszczącej się kamienicy otworzył mnie się widok godny nagrody wszelakiej. Bo ta klatka, to cudo jest. Pieczołowicie odtworzone stiuki ułożyły się w bajkową wręcz scenerię. No bo bardzo jasne ściany, daj Boże i ty wredny dżinie z lampy Alladyna, żółte, jak, nie przymierzając, mój pokój dzienny, z jasnym sufitem, białym. Ale co tam kolory, stiuki zobaczyłam, stiuki i to jakie. Stałam i długą chwilę się gapiłam. No i oczywiście nie weszłam, bo potykacz, bo coś tam. Ale szpara w bramie była na tyle duża, że zobaczyłam cudny motyw z liści i jeszcze z czegoś tam. No zachwyt pełen. Bo nikt i nic mnie nie uprzedził, że takie cuda mogą się kryć w tych łuszczących się i zapomnianych przez wszystkich kamienicach. No i nic ani nikt mnie nigdy wcześniej nie objaśnił, że jak robi się remont, to dba się o takie detale. Co prawda, jakiś czas temu, jakichś kilka lat temu będzie, pan Paweł Jakubowski, dyrektor Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej, tłumaczył mi, że jak są remonty, to dba się o szczegóły. Ja wówczas pokiwałam głową, że tak, że rozumiem, ale tak po prawdzie, to myślałam sobie… A teraz przyszła pora przeprosić. Tak jest. Dba się o szczegół. Bo choć kamienica się łuszczy, ale na tyle, że to nie pogotowie jest, ratujemy, co trzeba, a potem pomyślimy o łuszczycy na fasadzie.
No i tylko westchnęłam sobie, jaka szkoda, że u mnie nie ma. Bo u mnie w kamienicy nie ma stiuków. Co więcej, nie ma remontu, za który już w jakiś sposób płacę. Może się zacznie, kiedy panowie budowlańcy skończą w tej pięknej klatce. Może.
Jakiś czas temu przemiły znajomy pokazał mnie foteczki pięknych gorzowskich klatek schodowych i ja mu wówczas powiedziałam, nie wierzę, że to u nas. A jednak u nas. Trzeba tylko wiedzieć, gdzie. Ja jeden prywatny adres już mam.
P.S. Dziś w bibliotece wojewódzkiej o 17.00, otwarcie wystawy Adama Korzeniowskiego „Myanmar – Birma” , czyli fotograficzna opowieść pana Adama o kolejnej wyprawie w daleką Azję. Swoją drogą, to ciekawy przyczynek do tego, że jak się czegoś bardzo chce, to się udaje. Zdjęcia pana Adama z innych wypraw były na tyle intrygujące, że zwyczajnie trzeba się wybrać.
A o 18.00 w FG spotkanie Klubu Melomana, też jakby trzeba być, bo coś w kwestii FG i jej postrzegania przez prof. Leszka Balcerowicza także postanowić trzeba. Zobaczymy.
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.