Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Arnolda, Edgara, Elżbiety , 8 lipca 2025

A kto nie był, niech żałuje…

2014-01-10, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Zwłaszcza ci, co lubią muzykę, którzy opuścili sobie kolejne spotkanie klubu melomana w Filharmonii Gorzowskiej. Bo było naukowo, artystycznie i poznawczo

medium_news_header_6124.jpg

Wieczór w FG zaczął się od tego, że po zwykle pustej w czwartkowe wieczory instytucji przechadzali się muzycy. Akurat tuż przed 18.00, kiedy zaczynało się spotkanie klubu, mieli przerwę w próbie generalnej, drugiej zresztą tego dnia, przed dzisiejszym koncertem. No i to już był niewielki bonusik przed spotkaniem. Bo można było popatrzeć na maestrę Monikę Wolińską, jak swobodnie rozmawia z muzykami, jak do czegoś ich przekonuje, coś demonstruje. Ja tak mam, że czasami lubię, ech tam, czasami, zawsze lubię popatrzeć na taką kuchnię, choćby w krótkim momencie antraktu.

A samo klubowe spotkanie otworzyło wystąpienie pana Romana Buszkiewicza, inżyniera budowlańca, który w przejrzysty, choć dla mnie trochę trudny sposób, opowiedział o akustyce FG. A ma ku temu prawo największe, bo uczestniczył w odbiorach budowlanych, brał udział  w badaniach akustyki, no i sam słucha muzyki klasycznej od lat, od zawsze. Szacowny prelegent obznajomił nas, słuchaczy, w formułach i formułkach fizycznych, wyjaśnił, jak bada się różne rzeczy związane z akustyką. No i ja z tego wielce zajmującego wykładu zapamiętałam tylko konkluzję, a mianowicie taka ona jest, że nasza FG ma takie parametry akustyczne, jak, nie przymierzając, Sala S1 im. Witolda Lutosławskiego w Polskim Radiu, czyli taka, gdzie nagrywali wszyscy, poza może artystami związanymi z Deutsche Grammophon, czyli chyba najważniejszego wydawnictwa muzycznego, jeśli chodzi o klasykę. No cóż, oni, znaczy Niemcy z Deutsche też kiedyś odkryją, jaką w niedalekiej Polsce mają salę. No i naszą FG też przy okazji…

Pan Roman Buszkiewicz tłumaczył przy pomocy terminów fizycznych, dlaczego w FG lepiej słuchać muzyki, niż słowa mówionego, no i chociem neptyk, mnie przekonało.

A potem moderator klubu Marek Piechocki poświęcił chwilkę niedługą, aby opowiedzieć o tym, jakim instrumentem jest waltornia, bo za chwileńkę niewielką był bonus. Troje waltornistów, czyli państwo Marta Wojnarowska, Włodzimierz Reif i Dominik Kosyrczyk zagrali nam cudną muzykę. Dla porządku domu dodam tylko, że panowie są muzykami naszej FG, a pani Marta jest z Jeleniej Góry i bywa zatrudniana do dużych wydarzeń. Muzycy zagrali nam dwie części kompozycji Antona Reichy, a potem jeszcze chwilkę spędzili na opowiadaniu, co to za instrument jest, jak się na nim gra i dlaczego muzycy w specyficzny sposób trzymają instrument. Bo dla przykładu, dlaczego wkładają ręce w instrument? Nie dla wygody grania, tylko dla dźwięku. Tak, tak, dla dźwięku…

Marek jeszcze chwilkę poświęcił na omówienie repertuaru na najbliższy czas, ale o tym, to przy koncertach następnych. A potem moment niewielki podebatowaliśmy, co zrobić z obraźliwą dla nas, gorzowian, opinią o FG wygłoszoną przez prof. Leszka Balcerowicza w radiu Tok.FM, oraz opisaną w „GW”, kiedy na słowa, że pewne miasto wybudowało sobie filharmonię, z tej oto pazerności, a teraz wyciąga ręce do budżetu państwa, aby pomógł utrzymywać, odezwała się młodsza filharmonia od naszej, ta w Białymstoku, bo myślała, że to o nią chodzi. I dzięki przemiłej, nawet bardzo, znajomej, usłyszeliśmy, że ten głos, białostockiej filharmonii, ukazał się w „Gazecie  Wyborczej”. I w tej samej gazecie pan profesor wyprostował Białystok, że nie o to miasto chodzi, tylko o Gorzów. No i mamy czarno na białym, jak wielcy politycy i wielcy reformatorzy myślą o nas. Żałosne.

Zastanawialiśmy się, czy i jak zareagować na te mocno obraźliwe dla nas słowa. I uznaliśmy, że powinno to zrobić miasto oraz dyrekcja FG. Bo trzeba. My natomiast, za sprawą mądrego głosu pana Romana Buszkiewicza, postanowiliśmy tylko prostować w naszym gadaniu, ale nie występować z kwitem, czyli listem do pana profesora. Bo jak nam wytłumaczył pan Roman Buszkiewicz, nie wiemy, czy pan profesor chadza do jakiejkolwiek filharmonii. Po drugie może rozszerzymy myśl pana mecenasa Synowca, którego lubię i szanuję, a który kiedyś o FG stwierdził, że za te pieniądze, jakie były zainwestowane w budowę (i tu się z nim zgadzam, za duże), prościej byłoby zawieźć melomanów raz na kwartał do filharmonii w Berlinie, bo koszt byłby porównywalny. I jakby rozwijając tę myśl, za panem Romanem Buszkiewiczem, wszak  koszt remontu kawałka ul. Warszawskiej, to tylko coś niespełna 6 mln zł. A nie taniej by było i prościej za te pieniądze nazbierać autokar kierowców i zawieźć ich do Niemiec, żeby sobie po dobrych drogach pojeździli, bo kategoria ta sama…

Tak więc, niech żałują melomani ci, których z nami nie było, bo było pouczająco za sprawą przywoływanego wielokrotnie pana Romana Buszkiewicza i Marka Piechockiego, czarownie za sprawą waltornistów i za to podzięka szczególna. Było też śmiesznie, za prawą dyskusji o słowach, głupawych nieco skąd inąd światłego ekonomisty, prof. Leszka Balcerowicza, uroczo za sprawą towarzystwa, które znów przyszło. I dzięki za gościnę FG. Ale akurat nasza filharmonia już się przyzwyczaiła, że gości melomanów. I super, bo to rzadkość w kraju między Odrą a Bugiem oraz między Bałtykiem a Sudetami i Karpatami. Wszak dyrekcja FG nie musi, ale może. Więc dlaczego nie?

P.S. A w domu awantura. – No tak, ty sobie gdzieś chodzisz, ciekawej muzyki słuchasz, nas nie zabierasz… Usłyszałam to od domowych jaskółek, które zapomniały, że na spotkanie klubu się nie wybierały. I znów przez skręcone w trąbki dzioby z tej oto obrazy usłyszałam - Następnym razem to sobie same polecimy i ciebie nie zabierzemy… No cóż, dobrze, nie będę się kłócić, niech i tak będzie.

P.S. 2. A tak na poważnie, to słucham sobie symfonii e-moll opus 39 Sibeliusa, która znajdzie się na ostatnim styczniowym afiszu FG. Tam będzie też przepiękna Kołysanka Andrzeja Panufnika i jeszcze jedna ciekawostka muzyczna. Ale o tym więcej bliżej wydarzenia. No i posłuchajcie sobie muzyki tego wielkiego Fina, bo warto. No i oczywiście słucham też Pavarottiego, bo jak wielki Luciano śpiewa cokolwiek, to się słucha i głowa sama do hołdu się  skłania. Bo inaczej nie można. No nie.
P.S. 3. O wystawie fotografii Adama Korzeniowskiego w bibliotece wojewódzkiej innym razem, ale też niech żałują ci, co nie byli.

I już bez PS., bo ile można… Naprawdę w mieście nad trzema rzekami dzieje się czasami tyle, że trudno nadążyć, i czasami szkoda, że inni nie przyszli. Ale może ja tak mam, że chcę i lubię się dzielić tym dobrem, które warto poznać… No widać tak mam. 

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x