2014-01-17, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Jeden już był, teraz przyszedł następny, a właściwie dwa. Na nic zdają się wysiłki magistrackich magików od kreowania wizerunku, gorzowianie i tak swoje wiedzą.
Dla mnie informacją dnia był ranking najbardziej nieestetycznych miast w kraju między Odrą a Bugiem. No i używając kibolskich określeni – Gorzów rules! ‒ miasto nad trzema rzekami zajęło pierwsze miejsce w rankingu najbardziej zaniedbanych miast w Polsce przeprowadzonego przez Gazetę Wyborczą. Miasto na siedmiu wzgórzach wyprzedziło Kraków, Bydgoszcz, Częstochowę, Łódź i Olsztyn. I nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że to sami mieszkańcy tak ocenili własny gród. I nie pomogły autokreacyjne działania typu: głosujcie na najbardziej ukwiecone miasto w kraju tudzież inne wirtualne akcje. Mieszkańcom zwyczajnie przeszkadzają krzywe i brudne ulice, zaniedbane parki, popaćkane elewacje i milion innych drobnych rzeczy, które nie pozwalają im dobrze i fajnie żyć. No i to jest ten placek, bo gorzowian zwyczajnie nie przekonują już wielkie inwestycje, nie chcą kolejnych szklanych domów typu nowy magistrat czy też popolicyjne dołki, czyli śliczna willa Jaehnego w szklanym kubiku, chcą w końcu normalności, czystych ulic i takich tam. A na razie jakoś się na to nie zanosi, bo jak się przyjrzeć obietnicom wyborczym, co prawda jeszcze tak nie werbalizowanym, to żaden z in spe prezydentów jakoś nic nie bąka na ten temat. Wręcz odwrotnie, zapowieści dotyczą tylko wielkich i z rozmachem prowadzonych działań. Jakoś nie ma troski o to, co jest i nad czym ale już trzeba się pochylić i to naprawdę mocno aby w końcu miasto wyglądało godziwie i dobrze.
No i z innego kątka. Miasto nasze ukochane, trochę zaniedbane i zapyziałe, ale ukochane ponad wszystko, może zostać uhonorowane Kogutem Poloniady, czyli jakąś enigmatyczną nagrodą za działania w dziedzinie kultury, czyli za strategię, o której ja piszę – kulawa i pełna okrągłych nic nieznaczących frazesów oraz szkodliwa w szczegółach, o czym mówili wiele razy nawet ludzie, którzy w jakiś sposób brali udział w jej powstawaniu, w naiwności swojej wierząc, że przekonają urzędników do swoich, znaczy kulturalnych racji. Ale się nie udało i mamy to, co mamy. No i enigmatyczna kapituła enigmatycznej nagrody dostrzegła też Nocny Szlak Kulturalny. Szkoda, że nie dostrzegła absurdu w postaci miliona i jeden festiwali i festiwalików, bo tak z tej kulawej strategii wynika, szkoda, że nie zauważyła, jak zniszczono, zresztą zgodnie ze strategią miejsce, gdzie mogli spotykać się emerytowani nauczyciele, którzy w zamian nie dostali nic. Szkoda, że nie dostrzegła groteskowej i z gruntu idiotycznej ceremonii wręczenia nagrody kulturalnej prezydenta. Nie zauważyła również, że magistrat w 100-lecie parku Wiosny Ludów postanowił wydać pieniądze na „coś śmiesznego i coś kolorowego”, czyli muzykantów trzech z udawanej terakoty zamiast wydać porządny album o tym miejscu. Szkoda również, że owa kapituła nie zauważyła, ech, resztą wymieniać by można długo.
Jednym słowem absurd goni absurd. A kiedy będzie w końcu normalnie? Kiedy urzędnicy zajmą się administrowaniem, twórcy działaniami artystycznymi, a my uczestnictwem w kulturze? Chyba już nigdy, bo ten świat przez Internet zdurniał ze szczętem i co bardziej groteskowe i wykrzywione działania zdobywają poklask. Ja już awansem gratuluję enigmatycznej nagrody przyznanej przez enigmatyczną kapitułę za enigmatyczne działania.
No i z innej jeszcze mańki. Wczoraj minęła 114 rocznica urodzin pani Aleksandry Zawiejskiej czyli Trudy Eckersdorf. Pani Truda dożyła słusznego wieku 98 lat. Pracowała w Teatrze Osterwy. Pamiętam miłą starszą panią, zawsze życzliwą dla innych, pamiętam, jak po raz ostatni spotkała się u Osterwy z Ireną Byrską, jedną z najbardziej wyrazistych dyrektorek gorzowskiej sceny. To o niej pisała w „Rubieży” Natalia Bukowiecka-Kruszona, kiedy przedstawiała budowanie się polskiej administracji na rubieżach zachodnich właśnie. I choć nigdy żadnych wybitnie eksponowanych stanowisk nie zajmowała, to jednak pani Truda była ważną postacią w mieście na siedmiu wzgórzach i należy ją zwyczajnie pamiętać.
P.S. Nie ma, bo informacja o imprezach w zakładce kultura.
P.S. 2. A teraz trochę prywaty. Szukam książki Pascala Merciera „Nocny pociąg do Lizbony”. W bibliotece wojewódzkiej niet, może ktoś ma i zechce pożyczyć, będę wdzięczna.
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.